kiem, i ciężka ta obelga sprawiła dywersyę na jego korzyść, a nawet wywołała tu i owdzie szemranie, które nie pozostało później bez wpływu na rozwój politycznej i romantycznej historyi, którą tu opowiadam.
Nakoniec przystąpiono do oddawania głosów. P. Kluszczyński mianował skrutatorów i czuwał z wysokości swojego podwyższenia nad tem, ażeby nie było nadużyć. Oczy jego błyszczały radością, zaledwie bowiem tu i owdzie zaplątała się jaka zielona kartka papieru między czerwone, które oddawano całemi stosami. Należy też przyznać, że nasz pan Stanisław zwijał się po sali, jak gdyby chodziło o jego własny wybór. Namawiał, perswadował, wydzierał nieraz przemocą prawie z rąk tego lub owego wyborcy zieloną listę, a wtykał mu czerwoną. P. Władysław Smiechowski pomagał mu w tem rzetelnie. Skończyło się wreszcie oddawanie list, i zgromadzenie rozeszło się powoli, zostały tylko strony głównie interesowane, tj. naczelnicy stronnictw ze swoimi adjutantami, i skrutatorowie. Po niejakim czasie, ci ostatni oświadczyli, że głosowało 151 wyborców, i że oddano list zielonych 31, a czerwonych 120, a więc czerwona lista zwyciężyła. Oddano jeden jej egzemplarz p. Kluszczyńskiemu do własnoręcznego podpisu — Mitręgowcy klaskali w dłonie i wołali hura! — niektórzy rozbiegli się po mieście, ażeby orbiet urbi ogłosić swoje zwycięstwo; Ciemięgowcy milczeli. Podpisał przewodniczący, podpisał jeden sekretarz, umaczał pióro drugi. Wtem okrzyk przerażenia rozległ się przeciągłem echem po wypróżnionej sali. Reszta zgromadzonych, już w kapeluszach na głowie, zbiegła się i skupiła około stolika.
— Co to jest — wołał sekretarz z umaczanem piórem, trzymając je w powietrzu — a był to właściciel bródki à la Richelieu Nr. 2. i nazywał się Wtorkowski (bródka Nr. 1. była własnością p. Czwartkiewicza.) — Co to jest?!
— Co, co? — odezwało się kilkanaście głosów.
— Co! — zawołał Wtorkowski i zaczął czytać listę: — Abel Franciszek, Bandura Jakób, Bykowski Adam, Ceber
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/34
Ta strona została przepisana.