Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Dyonizy, dr. Cygański Juljusz! Co robi dr. Cygański Juliusz na czerwonej liście?!
— A może to zielona? — zainterpelował ktoś z boku.
— Jużci nie cierpię na daltonizm, i widzę, że czerwona!
— Pokaż pan, pokaż! — zawołał sekretarz, ledwie nie odchodząc od zmysłów. Wszystkie obecne głowy utworzyły olbrzymie winne grono nad nieszczęśliwą listą. Nie było wątpliwości — lista była czerwoną, ale nazwiska na niej były te same, co na zielonej; nazwiska popleczników dr. Ciemięgi!
— Potrzeba rozpocząć skrutynium na nowo! — wołali Mitręgowcy. — Tu zachodzi fałsz, zdrada!
Daremne usiłowania! Na stodwadzieścia list czerwonych, znaleziono zaledwie pięć takich, któreby nie były czerwonemi kopiami listy zielonej. Wprawdzie i na zielonej, z kurtoazyi, znajdowały się nazwiska Kluszczyński, Kosturski, Wtorkowski i Czwartkiewicz — równie jak na pierwotnej czerwonej figurowało kilku stronników Postępu, ale prócz tych czterech, i prócz całego mnóstwa figur bezbarwnych, które dla wypełnienia liczby znajdowały się również na obydwu listach, nie było ani jednego zasadniczego zwolennika Orędowniczki. Dr. Ciemięga był górą, dr. Mitręga wił się u stóp jego jak Szatan u nóg Archanioła Michała. A co najfatalniejsza, pp. Kluszczyński i Wtorkowski mieli to stwierdzić własnoręcznymi podpisami i ogłosić jutro całemu miastu!
Półtoratysiąca wyborców i niewyborców, napełniających przedtem salę, nie byłoby wstanie zrobić takiego gwaru, jaki powstał między dwudziestukilku obecnymi. Ciemięgowcy trzymali się za boki od śmiechu, póki porwawszy zwycięską listę z podpisami, nie wybiegli do swojej drukarni, ażeby ją dać wydrukować. Mitręgowcy grozili im pięściami, i powtarzali w niebogłosy: Łotrostwo! Szelmostwo! Zdrada!
— Zdrada! — nie wołał ale ryczał p. Kosturski. — Zdrada, zdrada! I oto jest zdrajca! Oto jest! — To mó-