Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Żenić się... — odparł nasz bohater, dumając — o do tego jeszcze daleko!
— Może nie tak daleko, jak się zdaje. Panna już dość dawno jest na wydaniu, a kandydatów do stanu małżeńskiego coraz mniej na świecie, bo płeć brzydka mądrzeje niesłychanie. Masz zapewnioną pozycyę, jesteś chłopak przystojny, utalentowany, posiadający wszystkie warunki zapewniające przyszłemu pantoflowi nieograniczoną władzę; potrzeba tylko przypadku, abyś się odważył oświadczyć pannie twoją miłość i poprosić rodziców o jej rękę, a rzecz pójdzie jak z płatka!
Głębokie westchnienie było jedyną odpowiedzią Stanisława. Przyjaciele usiedli na ławce w parku miejskim, dokąd już byli zaszli.
— Czy to westchnienie mam tłumaczyć sobie jako brak wiary w to, co mówię, czy jako objaw ukrytego powątpiewania o szczęściu, które cię czeka w razie, gdyby się ziściły twoje marzenia? W pierwszym wypadku powiem ci: miej odwagę i spróbuj, a zobaczysz, że mam słuszność — w drugim, krzyknę hura! przyjaciel mój Stanisław jest ocalony! No, mów!
— Z tobą-bo nie opłaci się mówić na seryo, jakkolwiek bowiem mam przekonanie, że w gruncie jesteś czem innem, to przybrałeś rolę nieubłaganego sceptyka i cynikar z której nie chcesz wypaść ani na chwilę. A przecież, nie zawsze byłeś takim!
P. Władysław zmiękł — przypomniały mu się młodebardzo lata, i zadumał się na moment, spoglądając machinalnie wkoło. Park był cichy i bezludny, bo było już blisko południa. W dali, na dużych gazonach i na ścieżkach piaskiem wysypanych, światło słoneczne przybierało ten jakiś charakter łagodny, jaki ono ma w polu, i jakiego nie ma nigdy w większem mieście, gdzie przemieniając bruki i place na fragmenta Sahary, staje się dokuczliwem i zabójczem, zamiast dobroczynnem i ożywiającem. Bliżej, w cieniu, widać było jeszcze krople rosy porannej na trawie, i kilka kwiatów urozmaicało jednostajną gdzieindziej