Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/44

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego „głupstwo“, dlaczego „niedorzecznością mój Władysławie! A potem, nie tyś winien, ale altanka, te grządki z kwiatami, tak starannie utrzymane, ten dworek tak schludny i zaciszny... Rodzice moi tak byli w nim szczęśliwi... Nigdy nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdzie jest taki dworek, i taka altanka, i taki ogródek, tam mieszkają ludzie szczęśliwi i dobrzy. I — wiesz, Kluszczyńscy mieszkają na przedmieściu, a tak u nich miło, tak swojsko. Raz, pamiętam, padał deszcz ciepły, i panna Natalia prosiła mię, ażebym jej pomógł poprzenosić wazonki do ogródka. Podawała mi je z pokoju przez okno, przed którem wił się na drutach taki sam groszek... Tak mi się żywo przypomniały Stawiczany, nasza altanka, ty i panna Alojza, że nie wiem sam, jak oparłem się pokusie pocałowania rączki, która mi podawała wazonki. Popychało mię coś do tego, ale... nie śmiałem.
— I dobrze zrobiłeś — zawołał pan Władysław wstając i wstrząsając się, jak gdyby miał nadzieję pozbycia się; tym sposobem jakich myśli, którym odmawiał gościny w swojej głowie. — Chodźmy ztąd... nie chcę altanek, ani dworków, ani groszku. Ot, chodź do mnie, pokażę ci jak wygląda altanka i wszystko co do niej należy, po latach siedmnastu?
— Zapewne, dawno już powinieneś był to zrobić, i przypomnieć mię swojej żonie. Toż od pani Alojzy należy mi się filiżanka doskonałej kawy z kożuszkiem, za moją wierną, uczciwą i trzeźwą służbę w czasie pierwszej waszej miłości!
— A niech cię duchy Apicyusza i Lukulla bronią od tej nagrody! Chodź, chodź, zobacz!
— Jeżeli to ma znaczyć, że pożycie wasze domowe nie jest najlepsze, to może lepiej będzie, jeżeli sobie i mnie oszczędzisz nieprzyjemności? Sądziłem wszakże, że rzecz ma się przeciwnie...
— I ma się przeciwnie. Żyjemy jak para gołąbków. Tylko, widzisz, tyle jest teraz rodzajów gołębi...
— Macie dzieci?