Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/48

Ta strona została przepisana.

— O pół do dwunastej! bo mama nie mogła znaleźć kluczyków od biurka, i wszyscy szukali, a potem ślusarz* otworzył biurko, i nie było w niem pieniędzy. Dopiero Tereska przypomniała sobie, że mama włożyła pieniądze...
— Gdzie?
— Do puszki z herbatą, a Basia wsypała je do czajnika i zaparzyła, kiedy podawała ojcu herbatę. Dopiero trzeba było suszyć pieniądze na oknie, a potem nie chciały się rozkleić.
— Hm, hm, nie wiedziałem, że wraz z herbatą wypiłem dekokt tak kosztowny — mówił pan Władysław spoglądając z humorystyczną powagą na swego gościa, wcale nie zbudowanego i nie zainteresowanego tymi szczegółami z gospodarstwa pp. Smiechowskich. — Przyznasz mi atoli, że gdzie są cztery sługi, oprócz stróża, który mnie usługuje, tam nie można być dość ostrożnym, i że puszka z herbatą jest bardzo bezpieczną kryjówką na pieniądze... Nie wiesz Mundziu, ile tam ich było?
— Było podobno sześćdziesiąt idealników, ale dwa czy trzy rozgotowały się ze wszystkiem!
Zapomniałem powiedzieć, że monetą mającą obieg w Milicyi i Landweryi był „idealnik“, złożony z podłużnej ćwiarteczki papieru, i zwany tak albo z powodu idealnej zupełnie wartości swojej, albo też dlatego, że posiadanie choćby jednej sztuki było dl:v większej części ludności niedoścignionym ideałem. Idealnik zresztą, w teoryi, równał się sumie stu centów w walucie austryackiej, albo 75 kopiejek srebrem.
— I jak sądzisz, Stanisławie? — prawił dalej Smiechowski — jeżeli n. p. codzień zdarza się taka katastrofa z kluczykami, szkarpetkami i t. p., ile też razy ten pełen nadziei młodzieniec, p. Zygmunt Smiechowski, przed południem pojawia się w szkole. Z bólem serca, będę musiał ponoś i jego oddać do konwiktu.
— Tego mi przecież nie zrobisz, Władziu! — ozwał się z poza drzwi głos pani Alojzy — żebym ja ani jednego