Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/50

Ta strona została przepisana.

śliwy żonkoś, w południe do domu, który rano zostawiłeś w nieładzie. Kwiatami będziesz miał wysłane życie. Ale po co ja mam silić się na wymowę — rzekł wstając i zbliżając się do owych wazonów z uschłemi roślinami, ku którym patetycznie skinął ręką — najlepiej to wypowiedział Szyller:

Ehret die Frauen — sie flechten und weben
Himmlische Blüthen in’s irdische Leben!

Żeń się, żeń Stanisławie!
Pani Alojza nie czekała końca tej perory swojego małżonka, ale znikła z pokoju — Stanisław zaś siedział jak na szpilkach, tym razem już nie fizycznie, ale moralnie. Pan Smiechowski, czy spostrzegł to, czy wygadał się już do woli, zmienił naraz ton swój sarkastyczny na zwykły pogadankowy.
— Ale, ale! Prosiłem cię na śniadanie, a tu, jak widzisz, nie zanosi się na to, wobec nadzwyczajnych katastrof, jakie się wydarzyły. Niema innej rady, tylko, jak zwykle w takich razach, chodźmy do hotelu.
Na ulicy Wołodecki zrobił uwagę, że pani Alojza musi mieć „świętą cierpliwość“, jeżeli zawsze tak spokojnie znosi uszczypliwe wycieczki tego rodzaju ze strony męża.
— Świętą cierpliwość! To ja mam jakąś, nie wiem czy świętą, ale na każdy sposób nadzwyczajną cierpliwość! Czy ty uwierzysz, że to, co widziałeś u mnie, jest tylko małą próbką tego co ja widzę codziennie rano, w południe i wieczór, od lat kilkunastu. Próbowałem już wszystkich sposobów. Przedstawiałem rzecz spokojnie, prosiłem, błagałem — nie pomogło. Usiłowałem sam zaprowadzić jaki taki ład w domu, wziąłem się ostro do sług, i przez jakiś czas wszystko szło inaczej. Ale cóż, nie mogłem przecież sam pilnować kuchni i pralni, skończyło się na tem, że pod mojem naczelnem dowództwem, stara klucznica prowadziła rządy. Pani dobrodziejka zaczęła ronić łzy w ukryciu, a potem jawnie, i wyrzucać mi coraz głośniej, że nie czuje się „panią w swoim domu“, że kiedy mi Pyszczkiewiczowa we wszystkiem tak dobrze umie dogodzić, to ona zabierze się