Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/56

Ta strona została przepisana.

między Japonią i Koreą, a przed dwoma miesiącami negocyował pożyczkę kolei żelaznej z Abisynii do Zanzibaru.
Hrabia Albin przywitał go u siebie równie uprzejmie, jak dra Emanuela Mitręgę, kazał lokajowi obydwom podać cygara, i wyjść z pokoju.
— I cóż tam słychać w Beocyi, panie Oxenschlep?
— Popłoch i bezradność okropna, brak pieniędzy i głowy. Arcykacyk drży w swoim pałacu i zażywa opium. Laputańczycy grożą, i lada chwila zajmą Kadmeopol, jeżeli ich kto nie zaszachuje. Cała nadzieja, że Milicya i Landwerya zrobią jaką dywersyę — i w tej właśnie misyi ja przybywam.
— A w Milicyi co słychać, panie Mitręgo?
— Jak już hrabiemu pisałem, mamy dwie partye. Wilków jest przeciw Laputańczykom, ale stronnictwo sokołowskie występuje mocno przeciw Beocyi, i prawdopodobnie weźmie górę w Krachenburgu, jeżeli się temu zawczasu nie przeszkodzi.
— Cóż pan radzisz, panie Oxenschlep?
— Mój plan jest taki: Najpierw potrzeba nam organu, nie tutaj w Wilkowie, ale w jakiej większej stolicy organu światowego. Organ taki założyłem właśnie w Krachenburgu...
— Jakto, wszak wracasz pan z Kadmeopola!
— Ja takie sprawy załatwiam telegraficznie. Poseł Birnamski wszedł ze mną w umowę, potrzeba mu bowiem dziennika, któryby bronił jego praw do Mandalayu. Uważałem, że i to na coś przydać się może, zaasygnowałem więc pieniądze na kaucyę i zatelegrafowałem program, a oto już mam numer na okaz.
— Jakto — zapytał hr. Albin, biorąc pismo do ręki. — Le Blagueur Universel?! Więc ten organ, broniący interesów Birnamu, i wychodzący w Krachenburgu, redagowany będzie po francusku?
— Naturalnie, ażeby był powszechnie zrozumiałym! Ale nie o to chodzi. Potrzeba, ażeby Milicya materyalnio wsparła wydawnictwo, a w takim razie, Le Blagueur Uni-