Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/57

Ta strona została przepisana.

versel będzie jej organem. Niektórzy grandowie i hidalgowie tutejsi subskrybowali już około 100 akcyi, oto mam wykaz. Spodziewam się, że i hrabia nie zechcesz się ociągać.
— Patrzcie, patrzcie — zawołał hrabia — jakie to nazwiska! Prawie wszystkie z partyi sokołowskiej!
— Którą przedewszystkiem zwalczać nam należy, w kraju i za granicą — wtrącił dr. Mitręga.
— Poradzimy na to. Po czemu akcya?
— Dwieście idealników.
— Hm, hm! Ażeby mieć zapewnioną większość, potrzeba...
— Najmniej 150 akcyi.
— Hm, hm! To znaczy, 30,000 idealników. No, cóż robić, vogue la galère! Subskrybuję.
Dr. Mitręga oddawał się od kilku chwil ćwiczeniom mimicznym, których hrabia Albin niestety nie uważał. Widząc to, dr. Emanuel zwrócił się do p. Oxenschlepa i rzekł z przekąsem:
— Czy tak nagle potrzeba pieniędzy?
— Zapewne, że nagle — odparł pan Oxenschlep spokojnie. — Wyjeżdżam za godzinę do Krachenburga, i nie uzupełniwszy listy akcyonaryuszów, musiałbym zatrzymać się w Sokołowie.
— Spodziewam się, że uzupełniona? — rzekł dumnie hrabia Skirgiełło, kładąc swój podpis na arkuszu.
— O najzupełniej! Mam zaszczyt polecić się względom hrabiego!
— Żegnam; do widzenia w Krachenburgu!
Exit p. Oxenschlep. Dr. Mitręga zrywa się z krzesła, z wyrazem wielkiego oburzenia.
— Jak można — woła — jak hrabia możesz iść na lep takiemu oczajduszy, i wyrzucać pieniądze za okno!
— No, jeszcze ich nie wziął, i dopilnuję ja tego, ażeby nie poszły za okno. Pomówmy teraz o naszych interesach. Co się dzieje z kandydaturą?
— W tej chwili ani mowy o tem nie ma, żebyś hra-