Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/61

Ta strona została przepisana.

chodzącą wszelkie granice. Nie wiedząc, co odpowiedzieć — chociaż może zwykłemu śmiertelnikowi w podobnym wypadku odpowiedź zdawałaby się dość łatwą — nie wiedząc tedy z niewiadomego powodu, co odpowiedzieć, wyjąknął:
— Znamy się tak mało...
— O, ja pana znam doskonale, a i pan mnie poznasz z łatwością. Nie chwaląc się, posiadam savoir faire, jakiego poszukać w całym świecie. Opowiem panu na dowód tylko jeden wypadek, który miałem niedawno. Potrzeba mi było dla pewnego ważnego celu... publicystycznego, sięgnąć nieco głębiej do kasy sławnego bankiera Alfonsa Goldszylda. Wiedziałem, że jest on wielkim wielbicielem sławnego znowu poety Hektora Goulot, któremu dałem się przedstawić, ale nie śmiałem go prosić o rekomendacyę do figury finansowej. Na szczęście przypomniałem sobie, że istnieje w Belgii miłośnik literatury nie podejrzany o posiadanie pieniędzy, niejaki br. Alfons, z którym Hektor Goulot jest w wielkiej przyjaźni. Udałem, że mam interesy literackie w Belgii, i poczciwy poeta dał mi list, zaczynający się od słów „Mon cher Alphonse!“ a kończący się słowami, że cokolwiek cher Alphonse dla mnie zrobi, to zobowiąże swojego Hektora tak, jakby to dla niego zrobił. List ten włożyłem w inną kopertę, i udałem się z nim jak w dym do Alfonsa Goldszylda. Głupi żydzisko taki był uszczęśliwiony epistołą świadczącą o jego zażyłości z wielkim człowiekiem, że bez najmniejszego wahania wyliczył mi 5000 idealników na cele... publicystyczne, i nie wiem doprawdy, czy nie powinienem mieć wyrzutów sumienia, że nie żądałem więcej...
— Podziwiam pana — odparł dr. Mitręga — ale przepraszam, nie mam czasu!
— A więc, do widzenia! — zawołał p. Oxenschlep.
— Dobrze, żem go się pozbył — dodał w duchu — muszę czemprędzej iść do Skirgiełły i gotówka zawsze lepsza niż podpis.
— Dobrze, żem go się pozbył — myślał także w duchu dr. Mitręga — ten oszust ma mię widocznie za ró-