wnego sobie! Co za bezczelność! Cha cha cha! A zawsze „cele publicystyczne!“ Oszust, wierutny oszust!
W ten sposób medytując, wstąpił dr. Emanuel do pierwszego w całym Wilkowie handlarza koni i powozów. Po niejakim targu, nabył u niego parę wcale dobrze prezentujących się szpaków, angielskie chomąty i koczyk na nowo lakierowany i tak zbudowany, że od biedy mógł służyć za faeton do powożenia. Tenże sam przemysłowiec miał do zbycia kapelusz z galonem, buty ze sztylpami, i migdałowy surdut liberyjny z czerwonym kołnierzem. Niemniej też nastręczał na poczekaniu woźnicę, za którego mógł ręczyć, że bardzo często bywa trzeźwym. Woźnica zaprzągł konie, wdziawszy na siebie wymienione powyżej oznaki swojej godności i wsiadł na kozieł. Dr. Emanuel wsiadł do kocza, i teraz dopiero przypomniał sobie, że nie wie, jak się mieni jego Automedon.
— A jak się nazywasz?
— Marcin, proszę jaśnie pana.
— Umiesz usługiwać do stołu?
— Czemu nie? Byłem przez dwa lata lokajem u pani hrabiny Kwoczkowskiej!
— No, to jedź... do redakcyi Orędowniczki, ale przez miasto!
Marcin cmoknął; szpaki ruszyły z miejsca wprawdzie trochę nierówno, ale dość żwawo. Dr. Emanuel rozparł się wygodnie w.koczu i dał się huśtać po bruku z uczuciem niewysłowionej rozkoszy.
— Kosturski — myślał — potrzebuje pieniędzy, i przy8tanie na moje warunki, zwłaszcza jeżeli go zostawię w redakcyi. Wartoby wziąć pomieszkanie przyzwoite, ale tymczasem mogę zostać i w hotelu; jest to dosyć bon gendre (dr. Mitręga mylił się czasem nietylko po łacinie, ale i po francusku). Zresztą, w hotelu łatwiej mi umieścić konie. Co to prawią o raju! Czy może być co bardziej rajskiego, nad szyk prawdziwy. — A, słuchaj — zawołał na Marcina — gdyby się ciebie kto pytał, u kogo służysz, to powiedz, że u pana barona Mitręgi.
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/62
Ta strona została przepisana.