Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/81

Ta strona została przepisana.

mawiała tak głośno i mizdrzyła się tak obrzydliwie, jak uchwaliły zgodnie pani Kluszczyńska i panna Natalia, że wstyd było patrzeć na to, a już co niektórzy panowie (było ich z dwiestu) upatrzyli znośnego w pannie Miauczyńskiej, to doprawdy trudno odgadnąć. Wszystko to małoby było obchodziło Stanisława, ale panna Natalia była w bardzo złym humorze i narzekała, że przyszła widocznie sprzedawać nie losy, ale pietruszkę. Nadaremnie Stanisław dostarczał co chwila lodów, cukrów, pomarańcz, orszady i limoniady, nadaremnie nabył losów za wysoką jak na pedagoga wilkowskiego sumę dziesięciu idealników, nic nie zdołało zwiać chmur z ubóstwianego czoła. Nakoniec licho nadniosło z jednej strony Fuszerskiego, a z drugiej Bazgralskiego, którzy ze względów oszczędności nie kwapili się w sfery arystokratyczne, a ze względów niezmiernie niskiego swojego poziomu finansowego, źle byli widziani u pani Kokockiej i u panny Miauczyńskiej. Ci nie kupowali losów, ale dogryzali sobie nawzajem i obmawiali damy, siedzące przy innych stolikach, a przytem, jako malarze, wynajdywali na wyścigi coraz to nowe wdzięki w pannie Natalii. Malarze są bardzo niebezpiecznymi współzawodnikami w tych czasach, w których strzelanie komplimentami à brule-pourpoint wyszło z mody i w ustach zwykłego śmiertelnika staje się śmiesznem, podczas gdy im, jako z profesyi znawcom piękności, wszystko uchodzi i przyjmuje się z ich ust jako rzecz należącą do „fachu“. Sam więc festyn był dla Stanisława raczej torturą, niż przyjemnością, ale pod koniec nieba zesłały mu wybawiciela w osobie p. Władysława Smiechowskiego. Dobroczyńca ten wypłoszył najpierw obydwu komplimenciarzy, a to w ten sposób, że powinszował Fuszerskiemu jego portretu biskupa, znajdującego się na wystawie, co było okropną złośliwością, bo portret ten miał zamiar być konterfektem pani Majerowej, obywatelki wilkowskiej. Bazgralskiemu zaproponował zakład, kto więcej wygra fantów, kupiwszy losów za pięć idealników. Po tem skutecznem odparciu epigonów Apellesa, i gdy już miano opuszczać park, nieoceniony ten przyjaciel podał z gracyą ramię pani