Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/87

Ta strona została przepisana.

pomyłki. Jakoż w istocie, jegomość bez zatrudnienia, żyjący w trwodze przed redaktorami, trącił łokciem przedsiębiorcę robót publicznych i szepnął dosłyszalnym na cały pokój półgłosem:
— Co za wykształcenie! Włada wszystkiemi językami!
Przedsiębiorca zawrócił oczy w słup, na znak niemego uwielbienia. Hidalgo machnął tylko ręką, jak gdyby chciał powiedzieć: To jeszcze nic; zobaczycie, co to za człowiek!
To było zgubą Dra Mitręgi. Czy zapomniał na wieki, że nie czytał nigdy tragedyi Słowackiego, czy źle sobie przypomniał, co gdzieś kiedyś słyszał o jakimś poecie, czy też nakoniec sądził, że to, co powie, będzie zbyt ogólnikowem, ażeby się można skompromitować, dość, że uznał za stosowne popisać się następującem zdaniem:
— Hm, gdyby nie ta nieszczęśliwa miłość do Beatryczy, mielibyśmy w Słowackim nietylko wielkiego poetę, ale wielkiego człowieka!
Języczkowski i Smiechowski rozśmiali się głośno, a nawet poeta czy artysta, należący do improwizowanego dworu Dra Mitręgi, uśmiechnął się dwuznacznie. Reszta obecnych z niedowierzaniem patrzyła to na siebie, to na p. redaktoradoktora, który czuł, że naraził na szwank jeżeli nie całą aureolę swojej nieomylności, to przynajmniej znaczny jej kawałek, i nie mógł ukryć pewnego pomięszania.
Na szczęście, biło w pobliżu jego jeżeli nie wielkie, to przynajmniej bardzo miękkie i dobre serce. Stanisław nie mógł znieść, ażeby ktokolwiek w jego obecności znalazł się w przykrej pozycyi, i przyszedł mu w pomoc.
— Nie sądzę — rzekł spokojnie — ażeby Beatrycze była powodem tego, że Słowacki nie stanął tak wysoko, jakby może był mógł, raczej brak mu było Beatryczy... jaką miał Dante, o którego gwieździe przewodniej wspomina Bezimienny Poeta w wierszu, przytoczonym przez p. Języczkowskiego.
— Ależ pan doktor mówił panu przecież wyraźnie, że jest tam mowa o obrazie, o tragedyi, o Beatryx Cenci, a nie o Beatryczy Dantego.