Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/89

Ta strona została przepisana.

marzył, jaką mu gotowano kary erę, Dr. Mitręga ułożył już to wszystko w swojej głowie, wracając do hotelu w towarzystwie swego dworu, któremu od czasu do czasu rzucał kawały swojej erudycyi, chciwie przez wszystkich chwytane. To też gdy go pożegnali, i gdy słyszał, jak odchodząc wołali naprzemian: Tęgi człowiek! Ma głowę na karku! Takich nam dajcie! i t. p. — gdy szwajcar, otwierając bramę, uznał się głośno „najniższym sługą“ pana barona — gdy nakoniec pan baron pomyślał, że oprócz własnego organu, ekwipażu, Marcina i sporego jeszcze zapasu idealników, będzie miał współpracownika umiejącego to wszystko, co redaktor umieć powinien, to był już nie w zwykłym raju, ale w siódmym, w siedmnastym...
I Stanisław wrócił do domu w niezłym humorze. Był to dla niego w istocie dzień, znaczony czerwono w kalendarzu, a nadto poprzednia rozmowa ze Smiechowskim dodała mu otuchy. W istocie, dlaczegożby nie miał ośmielić się wyznać swoją miłość pannie Natalii, uzyskać jej wzajemność i zdobyć jej rękę. Wszak święci — i tam dalej — nie kończę porównania, bo przecież panna Natalia nie była garnkiem.
— Mam wcale niezłą pozycyę — myślał nasz bohater. — Wkrótce zostanę wyższym nauczycielem, a z czasem dyrektorem, inspektorem. Gdy skończę i wydrukuję swoją rozprawę matematyczną, mogę nawet uzyskać profesurę na uniwersytecie. Sekretarz nie jest znowu tak bardzo bogatym, ani też nie jest familiantem. Kluszczyński, hm, to niebardzo nawet świetna firma. Brzmiałoby nawet lepiej „Natalia Wołodecka“. Ach, Boże! Natalia Wołodecka! Natalia — Wołodecka!
Tak słodkie myśli kołysały do snu zakochanego pedagoga, gdy naraz dały się słyszeć głosy i kroki na schodach, a po chwili zapukano do drzwi.
— Kto tam?
— W imieniu prawa proszę otworzyć! — ozwał się niemiły głos w języku Koszamerdynerów, jednego z narodów, zamieszkujących Chaocyę.