zaś i kilka innych uzbrojonych w bagnety zaprowadziły go na podwórze, jak mu się z początku zdawało do stajni. Gdy jednak otworzono drzwi, zobaczył przed sobą kurytarz, a w nim, na prawo i na lewo, drzwi z małemi okienkami, zaopatrzonemi siatką drucianą. Otworzono jedne z nich i wpuszczono go do jakiegoś ciemnego lokalu, poczem drzwi zawarły się za nim z łoskotem, towarzyszące mu figury znikły, i pozostał sam w ciemności, i w powietrzu gorszem nierównie niż w cukierni Gościckiego. Jedynym odgłosem, jaki przerywał ciszę, było chrapanie, ale też chrapanie takie, że trzęsły się niemal mury. O ile można było zmiarkować, wychodziło ono z czterech, albo pięciu piersi.
Rozpatrując się w ciemnościach, dostrzegł Stanisław w końcu okno, zakratowane i zasłonięte okiennicą w kształcie kosza.
Teraz dopiero domyślił się, że jest — w kozie.
Za co? Dlaczego? To były pytania, które daremnem było stawiać sobie w tej chwili. Hm, zapewne jakieś nieporozumienie. Wyjaśni się ono jutro rano, a tymczasem potrzeba się ulokować. Zresztą w Milicyi koza pozbawioną jest wszelkiej grozy, jaką mieć może gdzieindziej, tylko że bywa zato nierównie brudniejszą. Brak grozy tłumaczy się tem, że nie ma Milicyanina, któregoby nie zamykano od czasu do czasu, ale ponieważ więzień jest mało, a Milicyan dużo, więc zwykle każdego wypuszczają, skoro się znajdzie drugi na jego miejsce.
Stanisław rozważył to wszystko i doszedł do konkluzyi, że na razie, nie ma co rozpaczać, ani krzyczeć, ani gniewać się lub oburzać, ale potrzeba znaleść kąt, w którymby można przespać się — bo w dwudziestym siódmym roku życia bywa to o drugiej godzinie rano jedną z głównych trosk człowieka. Znalazłszy przypadkiem zapałkę w kieszeni, przy krótkim jej blasku odkrył, iż na lewo znajduje się „prycza“ zupełnie niezajęta, położył się tedy na niej, i usnął.
Ale nim usnął, jakieś towarzystwo spóźnione przecho-
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/91
Ta strona została przepisana.