— Cóż to wszystko ma znaczyć? — zapytał, podnosząc jakiś dokument ze stołu.
Stanisław sądził, że chodzi o niedotrzymanie godzin, i zaczął opowiadać, co się stało.
— Niepotrzebnie się pan tłumaczysz — rzekł dyrektor — oto reskrypt z oberkomisaryatu. Posada pańska nie była jeszcze stałą i jesteś pan z niej usuniętym bez podania powodów; ja zaś otrzymuję nosa za to, iż panowie mięszacie się do polityki.
Był to cios okropny dla biednego pedagoga. Sprawiedliwość nakazuje mi przyznać, że kiedy nareszcie uwierzył, że to, co mu mówiono, było prawdą, przyszła mu najpierw na myśl matka. Miał on bowiem matkę staruszkę, która mieszkała w Stawiczanach, w owym dworku z ogródkiem, o którym rozmawiał z Smiechowskim. Nie miała żadnego utrzymania, a zgrzybiały wiek nie pozwalał jej pracować. Z przychodu swojego, który wynosił sześćdziesiąt idealników miesięcznie, Stanisław chciał jej dawać połowę, ale nie przyjmowała nigdy więcej, jak dwadzieścia. To jej wystarczało i jeszcze przez każdą „okazyę“ posyłała swemu Stasiowi różne przysmaki, porządki kawalerskie i t. p. Teraz mogło jej zabraknąć chleba, bo w Milicyi i Landweryi niełatwo o zarobek, zwłaszcza jeżeli ten, który chce zarabiać, umie aż tyle, że może być profesorem. Ba, gdyby umiał tylko tyle, co Dr. Mitręga! Jeździłby na Machiawelu, albo powozem. Straszna gorycz napełniła serce Stanisława; nie mógł przemówić ani słowa, kiedy mu dyrektor radził, ażeby się udał z przedstawieniem do Jego Ekscelencyi pana Ober-Komisarza, skoro ten wróci z wód. — Moja matka, moja biedna matka! — westchnął tylko i wyszedł, sam nie wiedząc dokąd. Z kolei drugi ból, niemniej dotkliwy, zapukał do jego piersi. Liczył on na to, że wkrótce otrzyma stałą posadę z wyższą znacznie pensyą i że będzie mógł ośmielić się przemówić do panny Natalii, jak tego pragnął oddawna. Teraz potrzeba było wyrzec się nawet marzeń o pannie Natalii i myśleć o tem, co począć z samym sobą. Co począć!...
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/98
Ta strona została przepisana.