Stosunki moje z tym ostatnim były bardzo zimne i naprężone, tembardziej, gdy jakaś nieokreślona pogłoska o zajściach z powodu opieki jego ojca nademną krążyła między studentami i stała się powodem, że Guciowi ad honores nadano przydomek „żydziuka“, a ojca jego tytułowano „hrabia żyd“. Józio rozgłosił był, że stary Klonowski czyni usilne zabiegi, aby zostać hrabią — mówiono o tem w domu jego rodziców — i ztąd wzięła się ta dziwna kombinacya tytułów. Starowolscy ponoś mogli być hrabiami, ale nie chcieli, Klonowscy chcieli, ale nie mogli — Starowolscy co kilka lat sprzedawali jednę wieś, a Klonowski od czasu do czasu jednę kupował. Był więc antagonizm między rodzicami, który odzywał się często także między ich synami. Gucio wyobrażał sobie, że największym człowiekiem na świecie jest prezes, a Józio że pułkownik; Gucio marzył o czwórce i o długim trzaskającym biczu, Józio o wierzchowcu i o lancy z chorągiewką. Zdarzało się nieraz, że poczubili się o te swoje ideały — wówczas Józio nacierał pięściami, a Gucio uzbrajał się w linię albo w scyzoryk; Józio szedł przebojem, a Gucio lubił uderzać znienacka i podstępem.
Niemniejsza różnica zachodziła między ojcami tych moich kolegów. P. Starowolski, którego sąsiedzi powszechnie nazywali „rotmistrzem“, był mężczyzną słusznego wzrostu, silnie zbudowanym, miał głęboką kresę przez całe czoło i zawiesisty wąs, szpakowaty, równie jak krótko strzyżona czupryna. Służył dawniej krajowi jako żołnierz, gdy rany i wiek uczyniły go do tego niezdolnym, służył swoim majątkiem, tak, że każde wstrząśnienie uszczuplało jego fortunę o jeden folwark przynajmniej, i jak na zrębie drzewa po liczbie słojów można policzyć lata, przez które ono rosło, jak w okolicy Starej Woli po liczbie folwarków, które zczasem Izaakowicze i Jeremiaszowicze zakupili od Starowolskich, można było policzyć burze, które przeszły nad krajem, i klęski, które go dotknęły. Starowolski jeżeli dawał, to dawał pełną dłonią i nie opowiadał tego nigdy, o Klonowskim zaś możnaby raczej powiedzieć, że dawał pełną — gębą, o każdej setce bowiem, której pozbył się na cele
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/104
Ta strona została przepisana.