kiedyś chodzili bez butów, a ja będę panem, i co mi zrobicie?
Józiowi brakło tym razem konceptu, bo w istocie, argument Gucia nie dopuszczał żadnej repliki. Co można zrobić — „panu?“ To pytanie, na które jeszcze i dziś nie znalazłbym odpowiedzi!
— Słyszysz, Mundziu — odezwał się Józio po chwili — co zrobimy Klonowskiemu, gdy będzie panem?
— Zapytamy go się, do jakiego rodzaju roślin należy gerundium! — Była to najsłabsza strona Gucia, bo przy owej wizycie inspektorskiej pomięszało mu się było gerundium i geranium, o którem miał niejakie senne pojęcia, oparte na rozmowach z ogrodniczkami w Hajworowie. Ztąd do licznych epitetów Gucia przybył był przydomek „gerundium“ i dość było wymówić to słowo, aby go rozgniewać. Józio rozśmiał się W głos, a „gerundium“ rzucił się na mnie z wściekłością. Młody Starowolski w rycerskim swoim zapale nie dał mu przystąpić do mnie, i poczęli obydwaj borykać się zawzięcie.
— Ho, ho! A to co, Tatary, czy Prusaki? — ozwał się gruby głos, brzmiący przyjemnie i serdecznie. Zapaśnicy rozskoczyli się; we drzwiach stali: p. Starowolski, O. Makary i O. Prokopiusz.
— Co to za bójka? — zapytał p. Starowolski surowo zawstydzonego swojego syna. — Co to jest? — pytali nas wszystkich profesorowie. Józioi i Gucio nie śmieli ust otworzyć; na żądanie O. Makarego musiałem opowiedzieć powody całego zajścia, ograniczyłem się jednakowoż tylko do kwestyi „państwa“ i „gerundiów“. P. Starowolski rozśmiał się, zmierzył małego Klonowskiego wzrokiem i powiedział mu od niechcenia:
— Mój kochany, ty nigdy nie będziesz panem, bo zawcześnie myślisz o tem. A ty, mój chwacie — dodał zwracając się do mnie — nie drwij z drugich, bo można znać kapitalnie wszystkie gerundia i supina, a być głową do pozłoty. Ty zaś, smarkaczu — przemówił do swego syna, biorąc go lekko za ucho — nie wdawaj mi się w żadne
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/108
Ta strona została przepisana.