Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/110

Ta strona została przepisana.

ten nie wart, do kroćset... ale chodźmy do księdza prefekta. Do widzenia, p. Klonowski, a Spodziewam się, że w samotnej refleksyi, przez święta, przybędzie ci rozumu!
O — rodzie „Kirkorów“, gotowych pędzić do Palestyny w obronie Chrystusa, ująć się za każdym pokrzywdzonym i skarcić wszelką niesprawiedliwość — rodzie prawdziwych szlachciców i prawdziwych rycerzy! Giniesz z dniem każdym, twoją ziemię wykupują Izaakowicze i Efraimowicze, twojemi herbami pieczętują się Klonowscy, tradycya nawet wkrótce zaginie o tobie — rodzie krótkowidzących, a prawych, rodzie litościwych i miękkiego serca, a dzielnych i niezłomnych!... Starowolscy byli jednymi z niewielu potomków tego rodu.

Ksiądz prefekt udzielił z przyjemnością pozwolenia, 0 które prosił p. Starowolski. Spakowaliśmy szybko obydwaj z Józiem nasze rzeczy, i nazajutrz opuściliśmy Ławrów, zostawiając w klasztorze nadąsanego Gucia. Dowiedziałem się zresztą później, że ojciec chciał go nastraszyć, przyjechał bowiem W początku Wielkiego Tygodnia i zabrał go z sobą, wypytując się o mnie z wielką troskliwością przy tej sposobności, i dając wyraz żalowi z powodu, iż zabrał mię p. Starowolski. Snać pałał ochotą ugoszczenia mię w Hajworowie przez święta.



ROZDZIAŁ V.

Stara Wola jest dla mnie miejscem, pełnem romantycznych wspomnień i romantycznego uroku, a pominąwszy już zresztą osobiste moje wrażenia, miejsce to musiało mieć powab dla każdego, który je zwiedził. O kilkanaście mil od Ławrowa, z wysoko położonej, okiem nieprzejrzanej równiny, o tej porze roku zasłanej zielonym kobiercem bujnych łanów zboża, zjeżdżało się lasem w dolinę wcale wąską, której środkiem szumiała i wiła się w wielkich łukach jedna ze znaczniejszych rzek kraju. Wzgórza spadały