ku niej, jedne łagodną pochyłością, inne stromo, najeżone skałami — ciemne lasy dębowe i bukowe, grabina ze splecionem u góry gęstem liściem, tajemniczo osłaniającem drożyny i ścieżki — w dali jakieś zwaliska starego zamku, to znowu niskie krzaki i cudowne łąki — wszystko to razem łączyło się w krajobraz niezmiernie miły, który powietrze przejmowało świeżą, wiosenną wonią i do którego uśmiechało się łagodnym blaskiem pogodne niebo. Sto chat i zagród, świadczących pozorami swemi o dobrym bycie i schludności swoich mieszkańców, bieliło się z pomiędzy ogrodów i sadów na pochyłości wzgórz — na jednym zaś końcu wsi dwór zajmował imponujące stanowisko. Z jednej strony zajeżdżało się obszernym dziedzińcem poprzed gazon ozdobiony klombami georginij i innych kwiatów, przed budynek bez piątra, o ganku opartym na białych słupach — z drugiej strony ten sam dom miał wysokość dwóch piąter, których sutereny zdobił dziki winograd, i u których podnóża ciągnął się aż do rzeki obszerny ogród, założony W guście francuskim, ze szpalerami, altanami, sadzawkami, rzeczułkami i wodospadami. Nigdy przedtem w życiu nie Widziałem nic podobnie pięknego — a od tego czasu widziałem wiele większych i okazalszych ogrodów, ale żaden z nich nie miał dla mnie tyle wdzięku, co ogród w Starej Woli — żaden nie łączył w tym stopniu uroku wiejskiego zacisza z potrzebami ludzi cywilizowanych, z elegancyą i komfortem. Wnętrze domu robiło odpowiednie temu wrażenie — nigdzie nie było wystawności ani zbytku, ale wszędzie wygoda połączona z dobrym smakiem, z czemś przyjemnem dla oka. Żołnierska przeszłość pana domu odbijała się zresztą wszędzie w tem mieszkaniu, ze wszystkich ścian obrazy, broń, przybory wojskowe... godła, gdzieindziej zapomniane lub poniewierane, opowiadały o dawnych bojach, po których nie zostało nic, oprócz blizn i sławy; zdawały się czekać na dzień, mający im wrócić pełne ich znaczenie. Zaledwieśmy przybyli, Józio obiegł ze mną wszystkie pokoje, pokazał, objaśnił mi wszystko — nie zapomnę nigdy, z jaką dumą dawał mi oglądać burkę, przez której wąski kołnierz prze-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/111
Ta strona została przepisana.