rych zgromadzali się wszyscy na śniadanie, obiad i wieczerzę, miałem zupełną swobodę robienia, co mi się podoba. P. Krutyło odbywał z nami codzień przed południem godzinę korepetycyj, których szczególnie potrzebował Gucio, bo mimo wszelkiej protekcyi, po wakacyach miał znowu „poprawiać“ parę przedmiotów — v ale godzina ta była czczą formalnością. I p. Krutyło, i Gucio, woleli wybiedz na folwark, dorwać się koni, i spędzać w ogóle czas na przyjemnościach wiejskich. Czasem zostawałem się sam w pokoju, czytałem, rysowałem, lub pisałem, czasem towarzyszyłem Guciowi i zadawałem sobie wszelką pracę, aby zostać doskonałym kawalerzystą. Towarzystwo to jednak nie było dla mnie zbyt miłem. Gucio, jak z jednej strony nie wiedział i nie umiał wielu rzeczy, które powinien był umieć i wiedzieć w swoim wieku, tak z drugiej strony miał pewne wiadomości i gusta przedwczesne, których ja w czternastym roku życia nie rozumiałem, a z któremi i on z wielką dla siebie korzyścią powinienby był zapoznać się nierównie później. W Starej Woli puszczano nas samopas tylko do ogrodu, w wycieczkach konnych towarzyszył nam niejaki pan Jakób, stary wiarus, rezydujący tam od czasu ostatniej kampanii, a wielki przyjaciel mój i Józia, a o przepędzaniu czasu na gumnie lub w polu między robotnikami, o uganianiu po wsi i o wchodzeniu w styczność z pewnemi ujemnemi stronami sielankowości, nie było i mowy; w Hajworowie zaś ja i Gucio mogliśmy wychowywać się przez wakacye, jak się nam podobało, i uzupełniać nasze wiadomości różnemi rzeczami, bardzo nadobnie i niewinnie wydającemi się w pastorelli, ale w rzeczywistości nie o wiele lepszemi od zepsucia, którego głównem siedliskiem mają być miasta, według przyjętego konwencyonalnie, choć niesprawdzonego, ogólnego utyskiwania. Gdy nie ma zwyczaju, w polskiej literaturze beletrystycznej, sprawdzać fakta podobne, i gdy nie jestem dość interesującą ogół osobą, abym na wzór J. J. Rousseau spowiadać się mógł publicznie z tajników mojego moralnego i fizycznego rozwoju, więc powiem tylko W krótkości, że nie towarzy-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/120
Ta strona została przepisana.