której dobre serce tak powszechnie jest znane, otacza go macierzyńską troskliwością — ptasiego mleka mu chyba braknie. I jakąż mam za to nagrodę? Oto p. Wielogrodzki, herszt demagogów żarnowskich, o którym panom wiadomo, że należy zawsze do wszystkich czerwonych spisków, i który ponoś zrobił nawet majątek na rzezi tarnowskiej, jednem słowem, figura bardzo licha, wytacza mi proces i zmyśla sobie ni ztąd ni zowąd, że zataiłem jakieś ogromne kapitały, należące się mojemu pupilowi, jednem słowem, włóczy mię po sądach, robi mię — złodziejem, tak, tak, szanowni sąsiedzi — Klonowski na starość został złodziejem! — Głośne łkanie i ogromne okrzyki oburzenia ze strony zgromadzonych przerwały tu na chwilę mowę mojego Opiekuna, poczem prawił dalej: Oto są dzieła naszej demokracyi i jeżeli wszyscy nie chcemy paść ofiarą oszczerstw, a może i nożów, miejmy cywilną odwagę oparcia się temu zgubnemu prądowi. Wielu wprawdzie znakomitych obywateli, olbałamuconych nowemi teoryami, połączyło się z agitacyą demokratyczną, a na czele ich stoi ten bankrut Starowolski, który nie mając już nic do stracenia, szuka popularności na bruku, na którym wkrótce osiędzie — ale niech nas to nie przeraża. Prezesem naszym niechaj będzie i nadal książę Blaga, pod którego auspicyami towarzystwo nasze zawiązało się i zakwitło tak świetnie, którego zasługi na każdem polu tak są dawne i liczne, i który jeden tylko zdolny jest zapewnić nam oraz przychylność i życzliwość władzy!
Oklaski były tym razem nie burzą już, ale burzą burz, złożoną z grzmotów i gromów takich, jak gdyby nadszedł koniec świata. Gdy uśmierzyła się wrzawa, wstał jakiś inny mowca i począł wyliczać zasługi p. Klonowskiego, zapewniając go, iż potwarze i prześladowania demagogów stawiają go tylko jeszcze wyżej w opinii obywatelstwa i całego kraju. Mowca skończył okrzykiem: Niech żyje nasz Klonowski! i okrzyk ten powtórzono z ogromnym zapałem. Z kolei kilku jeszcze mowców śpiewało hymny na cześć mojego opiekuna, i zgodzono się ogólnie, że ojczyzna przepadłaby na wieki, a z dobra publicznego równie jak z dóbr
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/125
Ta strona została przepisana.