miałem serdecznych zmartwień z powodu takich drobiazgów, i jak okrutną, niedobrą, umiała nieraz być Elsia przy takiej sposobności. Znienawidziłem powoli, w głębi mej duszy, dnie pogodne, począłem kochać słotę i pragnąć, aby trwała jak najdłużej, bo wówczas ustawały moje męki — siadywało się długo przy stole w pokoju jadalnym, albo W salonie pani Starowolskiej, rozmowa o koniach, chartach i strzelbach była prędko wyczerpaną, i mówiło się przecież o czemś innem... Elsia stawała się senzantką, słuchała wszystkiego uważnie, popisywała się czasem swoją erudycyą z pensyonatu wyniesioną, a nieraz, gdy zostałem sam z nią i z Józiem, wszczynaliśmy poufną pogadankę o rozmaitych romansidłach francuskich, składających bibliotekę pani Starowolskiej, a przez nas pilnie wertowanych. Nie było tam, broń Boże, nic złego: Walter Scott i Bulwer w tłómaczeniu, Dumas ojciec, Eugeniusz Sue, Balzac i coś trochę pani George Sand, wszystko bardzo romantyczne i uczuciowe, i najzupełniej wystarczające do zrobienia nieporządku W piętnastoletnich i czternastoletnich głowach. Und es will mir schier bedünken, że w jednej i w drugiej może głowie, biorącej udział W owych poufnych gawędach, wszczął się wówczas jakiś mały nieporządek... Ach, Elwira była tak dobrą, tak słodką, tak łagodną, gdyśmy trafili na ten temat, taki jakiś smęt rozlewał się po jej przecudnej twarzy, jak W baladzie szkockiej blask księżyca skąpany W górskiem jeziorze, lub kąpiący szczyty Grampianu i baszty starożytnych zamków W srebrzystem swem świetle, taki urok nęcił tajemniczo z jej oczu, i zwała się Elwira, i u stóp naszych szumiała wezbrana rzeka, i czerniły się nad nią gigantyczne skały, i w dali sterczały zwaliska zamku, i mieliśmy niebezpiecznych lat piętnaście i szesnaście, a od tygodnia lało jak z cebra i pies z sąsiedniej wsi nie zabłąkał się do Starej Woli, ona zaś z pensyonatu przybyła na wakacye, podczas gdy ja z krwią zielonej „Erin“ odziedziczyłem należną dozę północnego marzycielstwal... Ztąd to niezawodnie brały się w mojej głowie problemata, na które ani Pitagoras, ani Gauss nie wynaleźli formułki, ztąd
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/134
Ta strona została przepisana.