Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/135

Ta strona została przepisana.

brały się u niej pewne westchnienia, i spojrzenia, i półwyznania nieokreślonej jakiejś tęsknoty... I ztąd potem, gdyśmy szli z Józiem na spoczynek do naszego pokoju, z niewytłómaczonej mi przyczyny czułem się szczęśliwymkochałem Józia, kochałem świat cały, nawet p. Klonowskiego i Gucia, i miewałem później sny rozkoszne, a w uszach brzęczała mi melodya starej piosneczki o zakochanym, ubogim rycerzu i o jasnowłosej córce lorda z Kenmare, którą niegdyś nuciła wieczorami ta, która z nieba teraz patrzyła na mnie...
Odwrotna stronę medalu stanowiły dnie pogodne. Z walecznego rycerza mgły i promieni księżycowych, stawałem się znowu „księdzem kapelanem“ albo „panem doktorem“; ze smętnej pensyonarki, Elsia stawała się modną damą i amazonka, co chwila spotykało mię jakieś zmartwienie, a wieczór, idąc spać, irytowałem poczciwego, wesołego Józia moim kwaśnym humorem; gdyśmy zgasili światło i gdy oddałem się kontemplacyi, kończyła się ona łzami i innemi symptomatami, zapowiadającemi bliskie pęknięcie serca, które na szczęście nigdy nie następuje, bo inaczej każdy romans kończyłby się na czwartej swojej stronnicy. Sny miewałem ponure, grobowe, i dopiero gdy już na seryo zdawało mi się, że umrę z bolu, napół ockniony widywałem chyląca się ku mnie główkę dziecięcia o ciemnych włosach, o spojrzeniu, pełnem niewysłowionej dobroci i litości...

Twarz to była na jawie widziana przed laty, twarz — mojego anioła.



ROZDZIAŁ VI.

Korespondencya moja z Hermina nie ustawała nigdy, choć nie widzieliśmy się już blisko cztery lata. Z czasem straciła ona tylko wiele z pierwotnej swojej barwy, osobliwie z mojej strony. Nie umiałem sobie wyobrazić Herminy inaczej, jak dzieckiem, pisywałem z wdzięczności za jej