Wkrótce też byłem wyekwipowany według najświeższej mody znanej w ŁaWrowie, i z większą nierównie otuchą, po końcu roku szkolnego, puściłem się z Józiem do Starej Woli. Ale, niestety, nazajutrz po naszem przybyciu pojawił się na dziedzińcu wózek węgierski, zaprzągnięty trójką szparkich koni, woźnica począł rozpytywać się o panycza z Hajworowa i doręczył mi list, w którym mój opiekun wzywał mię i rozkazywał mi przybywać natychmiast. Elsia była tego dnia, mimo pięknej pogody, szczególnie smętną i poetyczną, przechadzaliśmy się rano, kiedy jeszcze rosa błyszczała na liściach i na gazonach, W ogrodzie, ponad rzeką, zachwycaliśmy się, i dzielili — nie zapomnę tego nigdy — wrażeniami z lektury „Martin l'enfant trouvé, ou les mémoires d'un valet de chambre“ — dzieła, w którem kamerdyner, a więc gorzej niż ubogi a waleczny rycerz — kocha się w księżnej, w swojej pani — było mi tęskno, błogo i rozkosznie, i miałem tużurek, który dobrze leżał na mnie, i Elsia twierdziła z zapałem, że różnica stanowiska społecznego nie przeszkadza braterstwu dusz — i pan Jakób, który nas spotkał, powiedział mimochodem, że będzie ze mnie jeszcze kiedyś dzielny ułan, bo mam minę od stu dyabłów czupurną iprzerosłem już prawie Józia-a potem znowu Elsia westchnęła, że nie każda kobieta ma szczęście być tak kochaną, jak księżna de Montbar W powieści Suego — ja zaś omal nie zaryzykowałem twierdzenia, że znam kobietę równie gorąco i z równem uszanowaniem kochaną i zczerwieniłem się tak, że piekły mię uszy i oczy, nie mówiąc przytem nic — wtem, trzeba było jechać, jechać natychmiast! Miałem Wprawdzie Wielką ochotę nie posłuchać pana Klonowskiego, ale żądał mego przyjazdu tak rozkazująco, że mogłem przewidzieć, iż będzie obstawał przy swoich prawach jako Opiekun, a ja narażę się tylko na upokorzenie, na śmieszność, jednę więcej. Pojechałem.
W Hajworowie, ledwie znalazłem się na ganku, wyleciał, nie wybiegł, pan Klonowski ze swego pokoju, porwał mię W swoje objęcia i począł mię ściskać i całować gwałtownie. Potem odsunął mię trochę od siebie, aby mi się
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/137
Ta strona została przepisana.