Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/141

Ta strona została przepisana.

wszystko koniecznie jakiś związek z krokami, przedsięwziętemi przez p. Wielogrodzkiego, i byłem w niemałym kłopocie co do roli, jaką mi odegrać wypadnie. Wiele byłbym dał za to, gdybym mógł był chociaż na chwilę Wpaść do państwa Wielogrodzkich i zawiadomić ich o mojem przybyciu, ale mój Opiekun pilnował mię jak źrenicy w swojem oku i mimo okropnego gorąca, prowadził mię popod rękę w napadzie zbyt przyjacielskiej weny. Na pierwszem piętrze gmachu sądowego spotkał nas woźny, który z wielkiem uszanowaniem ukłonił się p. Klonowskiemu i w trudnem do naśladowania narzeczu wyraził swoją, radość z powodu, iż pan toprożi znowu raz odwiedził Żarnów. Opiekun mój spytał go, gdzie jest p. referent, radca Kubany?
Bei der Gerichtsverhandlung!
— A pan radca Schweiglhuber?
Auch bei der Gerichtsverhandlung!
— A długo to jeszcze potrwa?
— O, może z godzinę jeszcze, bo jest czternastu świadków i pięciu obwinionych.
— Hm, szkoda! — odrzekł mój opiekun.
— Może wrócimy tymczasem do domu zajezdnego? — natrąciłem nieśmiało.
— Ach, nie mój kochany, straszny upał na ulicy, wolimy poczekać tutaj albo w sali, wszak można wejść, panie Gerichtsdiener?
O ja, bitte, bitte nur hineinzuspaziren! — I grzeczny woźny otwierając nam drzwi, wprowadził nas do sali roza praw sądu karnego. Koniec sali, do któregośmy weszli, oddzielony był drewnianym poręczem od drugiego końca, w którym się znajdowały drzwi, prowadzace do jakiegoś sanctissimum sadowego. Przed temi drzwiami stały trzy krzesła, a przed niemi stół długi, nakryty zielonem suknem, ozdobiony krucyfiksem, stojącym między dwoma świecami w lichtarzach, i założony różnemi papierami. W środku za stolem, na jednem z trzech krzeseł, siedział jakiś apoplektycznie wyglądający jegomość w mundurze ze złotym kołnierzem. Miał oczy zamknięte, i korpus jego wraz z czer-