myślami, nie mogłem pominąć uwagi, że p. Klonowski z wielkiem odszczególnieniem traktował p. Hładylowicza, i dolewał mu bardzo pilnie to czerwonego, to znowu białego wina. Rozmowa toczyła się między nimi to o procesach, to o biedzie — na ten drugi temat mianowicie, miał p. Hładyłowicz wiele do opowiadania, albowiem, jak się dowiedziałem, zarabiał jako pisarz dzienny czyli „diurnista“ w okrągłej sumie 15 złr. miesięcznie, z których płacił 4 złr. za pomieszkanie, a pozostałemi 11 złr. utrzymywał przez 30 do 31 dni żonę i czworo dzieci. Rozpłakał się biedaczysko, wyliczając, że gdyby się obchodził bez wszelkich innych potrzeb życia, za 11 złr. mógłby kupić zaledwie 550 bułek, czyli około 18 bułek dziennie, a więc po 3 bułki na osobę. Słuchając tego Opowiadania, miałem niepowstrzymaną ochotę wybiedz z restauracyi, zakupić całą znajdującą się na drugiej stronie ulicy budkę z bułkami, i posłać ten cały transport pani Hładyłowiczowej dla jej dzieci, które musiały być okropnie głodne. Ale opiekun mój nie pozwolił mi oddalić się ani na chwilę i nie spuszczał mię z oka. Po obiedzie wyszedł wprawdzie z p. Hładyłowiczem do pierwszego pokoju i konferował tam z nim pocichu, ale wychodząc, musiałbym był przejść przez ten pokój i być spostrzeżonym. Zostałem tedy sam przed wypróżnionym do połowy kieliszkiem jakiegoś bardzo alkoholicznego zieleniaku, którego mi wlał był p. Klonowski, i medytowałem nad tem co zaszło i nad sposobem widzenia się z Herminą iż jej rodzicami. Im bardziej medytowałem, tem jaśniej przedstawiała mi się ta okoliczność, iż będąc zapytywanym przez p. Kubanyego w sądzie, myślałem zbyt wiele o Elwirze i o Starej Woli, a zbyt mało o tem, co powinienem był zrobić i powiedzieć. Jednem słowem, przckonywałem się powoli, że znalazłem się ponoś dość głupio, i że było to teraz podwójnie moim obowiązkiem wyrwać się i skoczyć do państwa Wielogrodzkich. Ponieważ zaś opiekun mój pilnował mię zbyt widocznie, zrozumiałem, iż najlepiej uczynię, gdy mu nie dam poznać mego zamiaru i wymknę się ukradkiem. Ale nie było to rzeczą łatwą.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/146
Ta strona została przepisana.