my go snać z poobiednej drzemki, zerwał się i przywitał z wielką czołobitnością mojego opiekuna.
— Mój pupil, pan Moulard — rzekł p. Klonowski, przedstawiając mię ceremonialnie.
— Ach, jakże się cieszę! — zawołał mecenas przyskakując do mnie i chwytając mię za obiedwie ręce — wszak mam już przyjemność znać pana dobrodzieja, i tylko mój krótki wzrok, ach, nie wiem, gdzie podziałem moje okulary! mój bajecznie krótki wzrok sprawił, że nie poznałem odrazu! Proszę, bardzo proszę panów siadać! No — d0dał, ciągle zwrócony do mnie — pełnoletność mamy już w kieszeni, a kontrakt leży u mnie gotowy do podpisu. Pan dobrodziej sprzedajesz Milowce panu Klonowskiemu za 16.000 złr., z których go oraz kwitujesz, a resztę pożyczoną panu za czasu małoletności, to jest 4.000 złr., pozwalasz pan dobrodziej intabulować na Strohiczynie, na co podpiszemy osobny konsens tabularny. Natomiast pan Klonowski zwraća panu dobrodziejowi weksle, nabyte od Ebermana i od Natansona, jakoteż popłacone rachunki z hotelów w Wiesbaden, w Spaa i w Hamburgu, i ręczy słowem honoru, że nie wspomni nigdy o owych... nielegalnych podpisach... pod warunkiem...
Szanowny mecenas mówił szybko i przenikającym, piskliwym głosem, podczas gdy p. Klonowski robił daremne usiłowania, aby go powstrzymać w zapale. Widocznie brał mię za kogo innego, i widocznie p. Klonowski miał więcej pupilów, oprócz mnie jednego. Jeżeli są wujaszkowie całego świata, i drużbowie całego świata, i sekundanci całego świata, dlaczegożby nie miał istnieć także opiekun całego świata? Dowiedziałem się tedy nie chcąc, że są tacy opiekunowie, i że mają pupilów, którym wyrabiają przed czasem pełnoletność, kupując ich majątki za weksle z nielegalnemi podpisami...
P. Klonowski stopniowo wpadł był w ambaras, w niecierpliwość i w gniew, nareszcie zerwał się, potrząsł pana Opryszkiewicza silnie za rękę i zawołał:
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/148
Ta strona została przepisana.