Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/160

Ta strona została przepisana.

bo za godzinę pojedziemy, jeżeli mię interesa nie zatrzymają do jutra. Czekam tu jeszcze na kogoś i muszę skoczyć do p. Opryszkiewicza, aby zobaczyć, czy nie nadjechał mój interesant. Ale słuchaj-no, co ty plotłeś przed chwilą o jakiemś zakuciu i włóczeniu, co to ma znaczyć?
— Jakto, przecież pan sam przysłałeś po mnie żandarma do państwa Wielogrodzkich, który mi skuł ręce i zaprowadził mię do sądu!
— W imię Ojca i Syna! — przeżegnał się znowu pan Klonowski — to ty byłeś u państwa Wielogrodzkich? A czemużeś minie powiedział, że chcesz tam iść, byłbym kazał Wasylowi, aby cię odwiózł, bo to bardzo daleko! O żandarmie pierwszy raz słyszę; kiedy mi powiedział pan Opryszkiewicz, że znikłeś z jego domu, szukałem cię wszędzie i po drodze zapytałem komendanta posterunku, czy ciebie nie widział. Z grzeczności dla mnie, kazał cię zapewne szukać swoim ludziom...
— I odstawić do prezesa sądu, który mi dał do czytania sfałszowany protokół moich zeznań co do pańskiej opieki, i który nie chciał słuchać moich wyjaśnień! Proszę pana — mówiłem dalej bez irytacyi — niechaj pan sobie nie zadaje pracy odgrywania komedyi przedemną; rozumiem ja to doskonale, że nie chciałeś pan, abym mógł rozmówić się z p. Wielogrodzkim pierwej, nim pan porozumiesz się z sadem po swojemu, poczawszy od pisarza dziennego, a skończywszy na prezesie...
— Mój kochany — -odparł mi na to p. Klonowski przytłumionym głosem i z zaciśniętemi zębami, ściskając mię, a raczej szczypiąc silnie za ramię i Wpatrując się we mnie dziko — mój kochany, jeżeli rozumiesz to wszystko, to chciej-że jeszcze rozumieć, żeś nie dorósł Klonowskiemu i że najlepiej ci będzie, nie zaczynać z nim wojny! Rozumiesz to? Dałem ja radę nie takim już ptaszkom, i zobaczysz, jak ci pościelę! Jako dobry przyjaciel powtarzam ci, daj pokój!
Była to groźba dość nieokreślona, ale potrzebowałem tylko spojrzeć na zacnego właściciela Hajworowa i t. d., aby