sztylpami. — Ciocia chciała także, abym się uczył po angielsku, ale teuaz już zapóźno kiedy mam się żenić.
— To pan... żenisz się? — I mimowoli porównałem nasz wzrost; starszy odemnie o pięć lat przynajmniej, pan Kazimierz Pomulski o głowę był niższym.
— Yes, yes — odparł — żenię się z panną Stauowolską ze Stauej Woli.
— Jakto, z panną Elwirą?
— All right! Z panną Elwiuą! — I wsadziwszy przemocą szkiełko w jedno ze swoich oczek, począł mi się przypatrywać z miną człowieka nader pewnego siebie i zadowolonego ze swojej pozycyi.
— To być nie może, pan żartujesz!
— Słowo honouu, że to puawda!
— Ja panu powiadam, że pan żartujesz; ja znam pannę Elwirę!
— A to wybounie, bo ja jej jeszcze nie znam i dopieuo mam pojechać tam z ciocią!
— Możesz pan sobie nie zadawać tej pracy.
— Pouuquoi?
— Bo panna Elwira nie wyjdzie za mąż za taką... małpę!
— Mój panie, to jest obuaza! Jak pan to uozumiesz?
— Zupełnie tak, jak powiedziałem.
— Puoszę pana, ja nie jestem żadna małpa, ja jestem le chevalier Casimir de Pomulski, oto jest moja kauta!
— Obejdę się bez niej. Do Widzenia, monsieur le chevalier! — Włożyłem kapelusz i wyszedłem w stanie rozdrażnienia nerwowego, trudnego do opisania. Słuszne to przysłowie, które powiada, że za jedną wielką przykrością sypie się mnóstwo drobniejszych. W chwili, kiedy drżałem w duszy o los osób, najbliższych mojemu sercu, musiał mi koniecznie wleść w drogę taki nieudały dżokiej, z pretensyą do ręki cudownej Elsi! Gdyby był powiedział wyraźnie, że żąda satysfakcyi, byłbym mu ją chętnie wymierzył na miejscu; przyznam się jednak, że nie wiedziałem, iż podanie karty wizytowej uważane bywa w pewnych razach
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/164
Ta strona została przepisana.