jako wyzwanie. Odpokutowałem później tę moją niewiadomość; na razie miałem to uczucie, iż p. Pomulski znalazł się dość nie tęgo, wobec mojego złego humoru, i nie myślałem więcej o tem zajściu. Myślałem raczej o groźbie p. Klonowskiego i o sposobie odwrócenia jej skutków, przed któremi drżałem. Czy ostrzedz p. Wielogrodzkiego i powiedzieć mu wszystko, czy prosić go tylko, aby odstąpił od akcyi wytoczonej w moim interesie, i aby więcej przed nikim nie wspominał o sprawie mojej sukcesyi? Pierwsze wydawało się naturalniejszem, ale popędliwy charakter komornika i bardziej jeszcze jego skłonność do apopleksyi nakazywały wszelką ostrożność w tej mierze. Mógł w pierwszym popędzie. gniewu uderzyć na Klonowskiego za jego podłość, i sprowadzić jaką katastrofę, mógł zirytować się w sposób niebezpieczny dla swojego zdrowia. Postanowiłem tedy naprzód za pomocą Herminy zbadać całe niebezpieczeństwo i zmierzyć takowe, a potem poradzić się jej, co dalej czynić wypada. Tak szedłem zatopiony w myślach i zaledwie spostrzegłem, że po skwarnym dniu od północnego zachodu podniosły się były ciężkie, czarne chmury. Zmrok padał szybko, zgęszczony ciemnościami przedburza, w dali migotały błyskawice i coś szumiało i wrzało złowrogo w łonie chmur, rozsuwających się groźno po niebie. Nareszcie zawył wicher straszliwy, porywając z ulic tumany kurzu w swoje objęcia, i pierwszy gwałtowny grzmot rozległ się wkoło, zwiastując początek burzy, w chwili gdy pukałem do drzwi domu rodziców Herminy — ja, zwiastun groźniejszych może zdarzeń, i tragiczniejszego od walki żywiołów dramatu. Wszedłem w te przyjacielskie, rodzinne prawie moje progi, i ze ściśniętem sercem, blady jak upiór i dręczony bolesnem przeczuciem, że wnoszę tam niepokój, może nieszczęście, klęski i ruinę! Niepokój tym, którzy mię przytulili, ruinę tym, którzy mię kochali, i którym los w ten sposób nagradzał, co zrobili dla mnie. Nie mogłem oprzeć się tej bolesnej myśli — — stanąłem w sieniach, i długo, długo pasowałem się z mojem wzruszeniem, nie odważyłem się wejść do pokoju.