— Niezawodnie — odezwał się dr. Goldman. Lecz Klonowski nie może z tego zrobić użytku, skompromitowałby się na wieki między szlachtą...
— Są tacy, u których nic go nie skompromituje — odrzekł komornik — są inni, którzy nie uwierzą nigdy, aby mógł dopuścić się denuncyacyi. U nas w kraju istnieje pewien milczący i mimowolny karbonaryzm podłości. Jest dużo ludzi, z których na każdym jest jakaś plama; spróbujemy zdemaskować jednego z nich, a zaraz wszyscy wezmą się za ręce i poczną krzyczeć: to fałsz, to infamia! Ogół zaś, jak zwykle, byle nie potrzebował myśleć i badać, zachowa się obojętnie; nie zapomni wprawdzie wykrytego brudu, ale też i nie wykluczy ze swojego łona nikczemnika, któremu brud zarzucono lub udowodniono. Jednem słowem, Klonowski może wykonać swoją groźbę, a mimo to zostanie prezesem, światłem, powagą i ozdobą swojej okolicy, osobliwie teraz, kiedy nabył nowe trzy wioski do tych, które dawniej posiadał. Wszak niedarmo żyjemy w Galilei, i niedarmo lekarze wojskowi twierdzą, że u nas rodzą się tak twarde czaszki, że ich żadna kula rozbić nie może. Groźba Klonowskiego nie przeszkodzi mi zresztą prowadzić dalej rozpoczętego z nim procesu.
Daremnemi były moje zaklęcia, komornik był niewzruszonym. Na dworze srożyła się burza, uragan łamał lipy i topole przy drodze, a grzmoty były tak głośne i straszne, że chwilami musieliśmy przerywać rozmowę, bo nie słychać było głosu ludzkiego wśród dzikich głosów przyrody. A jednak czemże była ta burza wobec niepokoju, jaki opanował wszystkich, szczególnie zaś kobiety i mnie, w tym zacisznym wygodnym domku, tak gościnnym, swojskim i miłym! Duszno nam było i trwoga ściskała nam serca, jak w przeczuciu groźnej katastrofy. Nagle, wśród łoskotu gromów, usłyszeliśmy gwałtowne kołatanie do drzwi od ganku. Komornik uśmiechnął się i powiedział:
— To już z pewnością nie żandarm, nasza straż bezpieczeństwa. zbyt ceni swoją wygodę, by się fatygowała
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/169
Ta strona została przepisana.