jako poczciwy człowiek, tak jest, ostrzedz, ostrzedz przed tobą! Powiadam ci, że kwita z nami!
I znowu szlachcic, lejąc ciurkiem wkoło strumień wody, miał się ku wyjściu. Komornik tym razem, spoglądając po nas wszystkich oczyma, W których malowało się zdziwienie posunięte aż do obłędu, nie mógł wymówić ani słowa. Ale ksiądz Olszycki zerwał się z krzesła, dopadł szlachcica i chwytając go za ramię, oświadczył kategorycznie:
— O, panie Przesławski, to nie uchodzi! Tak się nie napada uczciwych ludzi, i do tego przyjaciół, w ich własnym domu, i nie mówi im się impertynencyj bez objaśnienia przyczyny. „Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu!“ Wytłómacz się pan natychmiast, czego pan chcesz od pana Wielogrodzkiego?
— Fałszywego świadectwa!... Pięknie mi, fałszywego świadectwa! Toż prezes sądu, który żyje w przyjaźni z Klonowskim, i który, jakkolwiek jest urzędnikiem, jest bardzo zacnym człowiekiem, powiedział dziś na ucho Klonowskiemu, aby mię ostrzegł, bo on wprawdzie zatuszował całą sprawę, i na razie nic mi nie będzie, ale jednakowoż Wielogrodzki zeznał „przed nim, iż wywiozłem ztąd roku zeszłego Mazziniego i krywałem go potem u siebie w Kurdwanowicach. Tego samego Mazziniego, co był w beczce z kapustą, i którego cała policya złapać nie mogła! Sam prezes powiedział to na ucho Klonowskiemu, sam prezes, powtarzam, i to z tym dodatkiem, że Wielogrodzki zastrżegł sobie bezkarność pod warunkiem, że wyda wszystkich, co pomogli do ucieczki Mazziniemu. Tak, tak, to nie był Węgier, ale Mazzini! O ja nieszczęśliwy! To był sam Mazzini, i sam prezes to powiedział dziś, dziś właśnie Klonowskiemu, który jest żywy w Żarnowie i może to powtórzyć!
Ale nikt nie słuchał dalszych lamentów długiego szlachcica. W miarę jak mówił, zacny komornik stawał się coraz czerwieńszym w twarzy, żyły nabiegły mu na skroniach i zdawało się, że krew mu tryśnie oczyma. Żona i córka przybiegły do niego — nagle wydał głos podobny do
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/171
Ta strona została przepisana.