niego przyjechał, ale dr. Goldman nie pozwolił na to, z obawy, by szlachcic znowu jaką świeżą niedorzecznością nie zirytował pacyenta. Co do wczorajszego wypadku, p. Wielogrodzki zapatrywał się nań po swojemu; zacny ten człowiek, ile razy miał słuszny powód do irytacyi, w pierwszej chwili wybuchał gniewem, a później brał u niego górę ten sarkastyczny humor, który towarzyszy najczęściej pesymistycznemu zapatrywaniu się na świat i na ludzi. Tym razem pierwsze wrażenie było straszne, bo p. Przesławski był zbyt dawnym przyjacielem komornika, by miał prawo uwierzyć na ślepo bajce, zmyślonej przez Klonowskiego — ale po głębszej rozwadze, komornik powiedział sobie, że kochany jego Leon, mimo wielkiej poczciwości swojej, był zawsze niedołęgą na umyśle, i że wszystkiego po nim spodziewać się było można. Gdy się nadto dowiedział, że ostatecznie Klonowski, fizycznie przynajmniej, wyszedł nienajlepiej na swojej przebiegłości, Wpadł w wyborny humor i uspokajał wszystkich, co go otaczali, iż wkrótce przyjdzie do zdrowia. Ja ponoś sam jeden zauważałem, że dr. Goldman przyjął to zapewnienie z bardzo niewesołą miną, i serce ściskało mi się na myśl, że ta chwilowa nadzieja Herminy i pani Wielogrodzkiej srodze może być zawiedziona. Przepędziłem w ich domu resztę czasu, który mi zostawał do chwili odjazdu. Po obiedzie miałem długą rozmowę z Herminą, i uległem powtórnemu z jej strony śledztwu co do Elsi. Sam sobie nigdy z pewnością nie spowiadałem się szczerzej z moich uczuć, jak to uczyniłem przed nią. Jak każda kobieta, brała ona całą tę drobną moją sprawę więcej na seryo, niżby na to zasługiwał romans studencki. Sądzę nawet, że Hermina w wielkiej części stała się moją współwinną, jeżeli zakochanego studenta uważać można za winowajcę. Gdybym był znalazł powiernika, któryby mię był wyśmiał, jak na to zasługiwałem, albo takiego, któryby może wszedł był w moje sercowe położenie, ale któryby był miał cokolwiek mniej uszanowania dla świętości uczuć miłosnych, i któryby pojmował te uczucia tak, jak je świat codzienny pojmuje, to niezawodnie znalazłby się był we mnie ten ma-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/185
Ta strona została przepisana.