rzy mojego przyjaciela. W humanitarnym swoim zapale zmusił on mnie do przyjęcia w prezencie manuskryptu, który trzymałem w ręku. Pożegnałem go i zaraz na schodach oglądałem ten prezent. Na okładce był napis: „Głowy do pozłoty“. Treść nosiła wszelkie znamiona pracy człowieka, który nie.ma nic do czynienia i pisze dla zabicia czasu. Wydawca mój odkrył w niej jakieś zalety, i kupił odemnie manuskrypt za tak bajeczną sumę, jakiej nie zapłacili mi nigdy za najdokładniejszy spis tych, co „przyjechali do Lwowa“.
I oto, zkąd się wzięły „Głowy do pozłoty“. Ręczę uroczyście — a ponieważ nie chodzi tu o pożyczkę, więc każdy przyjmie zapewne moje poręczenie — że z „głowami“ temi w żaden inny sposób nie szukałem zaczepki, oprócz sposobu powyżej opisanego, odpowiedzialność tedy żadna nie spada na mnie, i każdy z moich szanownych przyjaciół bez względu na to, jakiego gatunku głowę nosi na karku, może śmiało zachować dla mnie w sercu swojem dawniejsze swoje względy.
Czas jednakże, abym już raz dopuścił do głosu właściwego autora powieści — bo postąpiłem sobie z nim tak, jak mowca, który po zamknięciu dyskusyi pod pozorem powiedzenia kilku słów dla zrobienia „osobistej uwagi“, korzysta z absorbującej przewodniczącego mimicznej konwersacyi z lożą słuchaczek i prawi przez dwie godziny o tem i o owem.
Nim ustąpię z trybuny, winienem atoli zadowolić ciekawość publiczną co do rysopisu p. Edmunda, którego nie znalazłem w jego manuskrypcie. Jest to obecnie, jak już powiedziałem, mężczyzna liczący 36 lat wieku, słusznego wzrostu i wcale regularnych rysów twarzy. Włosy i zarost ma koloru ciemno-blond, płeć białą, ułożenie dobre, wyznaje zasady demokratyczne i jak każdy prawdziwy demokrata, ma — nie wiem zkąd — różne nawyczki arystokratyczne. Co się tyczy wiarogodności jego opowiadania, nie ulega ona najmniejszemu powątpiewaniu, znam go bowiem z tej strony, że o sobie samym prędzej coś powie złego,
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/19
Ta strona została przepisana.