ullos nunguam memorande sodales, jął mi prawić o swoich stosunkach małżeńskich, które mię W tej chwili bardzo mało zajmowały. Dowiedziałem się jednak mimo mej woli, iż przed dwudziestą laty p. Burgler, spróbowawszy z kolei zawodu pisarza u mandataryusza, ochmistrza w domu „posesorskim“ i dyrektora orkiestry weselnej w małem miasteczku, postawił sobie pewnego razu w końcu stycznia zapytanie:
Poczem, uderzony wdziękami pewnej syreny wykonującej podrzędną pewną część praktyki lekarskiej, a jeszcze więcej uwiedziony zamieszkiwanym przez tę syrenę ciepłym kątem i wygodną teraźniejszością, jaką mu uzmysłowiały pierzyna i rosół, zasięgnął rady u Horacego, a ponieważ tenże w pieśni ad Cajum Clinium Maecenatem, której początek stanowi wiersz powyższy, radzi cynicznie:
więc p. Burgler jeszcze przed kalendami marca przestał być caelebs, i od tego czasu tyle doświadczył nieprzyjemności i zgryzot pod egidą pochodni Hymenu, że postanowił nieodwołalnie zniknąć na wieki z, oczu syreny, która go wywiodła ze stanu bezżennego, i że drżał na myśl, iż ta nadobna istota dowiedzieć się może o miejscu jego pobytu, i zareklamować go jako swoją własność. Nie mogłem odmówić słuszności i uzasadnienia tym jego uczuciom, albowiem jako dawny mieszkaniec Żarnowa znałem z reputacyi panią Burglerowę, i wiedziałem, iż równie na języki, jak na pięście, nikt nie mógł tam rywalizować z nią, z wyjątkiem pani Buschmüllerowej.
— Nunc audi, studiosissime puer! — ciągnął dalej p. Burgler — p. Klonowski, vir et ingenio, et gloria majorum, super omnes excellens, zdradził mię, i sine ira et studio, wyjawił tej Eumenidzie, tej furyi, quam dii mortalesque vitant (której bogowie i śmiertelni unikają) moje refugium w Czartopolu. Ergo, chciej carissime oświadczyć dobrodziejowi et maecenati,