poczta. Dyliżans nadszedł wkrótce i był zupełnie próżny; zapłaciłem za dwa miejsca, usadowiłem się wewnątrz ogromnego żółtego pudła obok p. Burglera; konduktor ukończył prędko swoją czynność urzędową, pocztylion jeszcze prędzej ułatwił się z zaprzęganiem koni, trzasnął z bicza, zatrąbił i byliśmy w drodze do Ławrowa.
Teraz dopiero odetchnąłem swobodnie. Pierwsza część mojego planu udała się wybornie. A widzisz, panie Klonowski — pomyślałem sobie — widzisz, że i uczciwy człowiek potrafi oszukać, skoro zechce, i oszukać tem lepiej, im mniej się po nim tego spodziewać można! Musiałem wprawdzie zmyślać i kłamać, i rumienić się pierwszy raz w życiu z tego powodu, ale za to ty nie znajdziesz teraz Burglera, nie zniewolisz go do użycia swojej władzy ojcowskiej, nie porwiesz Herminy z domu komornika i nie będziesz się bogacił jego kosztem! Co za myśl okropna! Hermina, ta Hermina taka piękna, że musiałem wyznać, iż jest piękniejszą nawet od Elsi — taka dobra, taka starannie wychowana wśród pieszczot i troskliwości rodzicielskiej, ta Hermina, która dla mnie, nie wiem dlaczego, mimo wszystkiego, co mi mogło świtać w głowie, była niejako całą moją rodziną, moją siostrą, moim aniołem opiekuńczym — a tu obok mnie ten pijany i cuchnący Burgler i pani Burglerowa w Żarnowie, jako reprezentanci Oojcowskiej i macierzyńskiej władzy, podbechtani przez p. Klonowskiego!... nie, krew burzyła się we mnie wobec zestawienia tych p0jęć, wyobraźnia moja wzdrygała się przed taką okropnością i bałem się skierować myśl na ten przedmiot. Potrzeba jednak było koniecznie nietylko myśleć, ale i działać, aby odwrócić niebezpieczeństwo raz na zawsze. Burglera miałem pod ręką, trzymałem go za płaszcz i nie odstępowałem go jak jego cień, gdyśmy wysiadali na stacyach, z obawy, aby go gdzie nie zgubić. Czytelnik domyślił „się zapewne, iż nie mając nadziei namówienia tego filozofa do podróży do Żarnowa, chciałem przedewszystkiem wywieść go jak najdalej od Hajworowa, aby go mój opiekun nie użył do swoich planów. W Ławrowie był O. Markary, do tego miałem za-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/216
Ta strona została przepisana.