Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/218

Ta strona została przepisana.

dość, że począł ruszać się niespokojnie i spoglądać na mnie z niedowierzaniem.
— Zkąd ci tyle ciekawości, młodzieńcze? — zapytał mię zmienionym, wytrzeźwionym prawie głosem. — Indagujesz mię jak sędzia śledczy!
— Nie indaguję wcale, przypomniał mi się tylko interes, o którym mówił mi p. Klonowski, i dla którego chciał widzieć się z panem koniecznie.
— A, pan Klonowski! To wielki człowiek! To bardzo znakomity człowiek! Lumen et decus całej okolicy! Lecz — dodał z niepokojem — jaki to jest interes i czego może chcieć odemnie ten potężny dygnitarz? Gotów jestem zawsze do usług Jaśnie Wielmożnego Klonowskiego; lecz jaki to interes?
— Nic, bagatelka! — rzuciłem od niechcenia. — Państwo Wielogrodzcy mają wychowankę, która, jak mi mówił p. Klonowski, ma być pańską córką wobec prawa, to znaczy, że zapisana jest w metryce jako pańska córka...
Burgler bladł w miarę, jak mówiłem.
— Pst! silentium! Młodzieńcze, nie gub mię! — zawołał w największem przerażeniu. — To jest crimen, ale Bóg świadkiem, żem ja temu nie winien, moja żona namówiła mię, zmusiła mię do tego, choć później groziła mi w furyi swojej nieraz kryminałem za to fałszerstwo! Jeżeli masz Boga w sercu, miej litość i nie gub mię! Wstaw się za mną do p. Klonowskiego, niech mnie nie gubi! Jam nic nie winien, to moja żona! Ja byłem pijany, gdym podpisał moje nazwisko w księdze metrycznej!
Ta strona kwestyi była dla mnie zupełnie nową, nie wiedziałem bowiem iż Burgler mógł mieć jaki powód do obawy w skutek odkrycia, które zrobił p. Klonowski. Domyśliłem się, że obawa ta byłaby potężną bronią w ręku mojego opiekuna, gdyby miał pod ręką samozwańczego ojca Herminy. Podczas gdy Burgler zsunąwszy się z siedzenia, błagał mię na klęczkach, abym go protegował u p. Klonowskiego, namyślałem się, co robić, i jak korzystać z mojej pozycyi.