na dyliżans w biórze pocztowem, skreśliłem był W książeczce z notatkami rysunek, przedstawiający koszlawo, ale dobitnie, p. Klonowskiego na dachu z drabiną, a p. Przesławskiego z kijem na dole. To dzieło sztuki tak zachwyciło dr. Goldmana, że musiałem wyciąć kartkę z książeczki i dać mu ją, bo obstawał przytem, iż musi to dać oprawić w ramki i powiesić w swoim bawialnym pokoju.
— Chachacha! Opryszkiewicz wścieknie się ze złości, jak mu to pokażę! — śmiał się doktor. — Ale nie wiem, czy wiesz, że zostałeś baronem? Panny Opryszkiewiczówny opowiadały mojej żonie, że był u nich temi dniami młody baron Müller ze swoim Opiekunem, hrabią Klonowskim. Ma to być bardzo dystyngwowany kawaler i bawiły się wybornie w jego towarzystwie — zdaje się nawet, że panna Eugenia podobała mu się bardzo, bo adresował się do niej szczególnie i obiecał jej Wpisać wiersz do albumu. Chachacha! Moja żona, która wiedziała odemnie, kogo Klonowski zaprowadził do Opryszkiewiczów i jak się odbyła cała wizyta, musiała ukąsić się w usta, aby im się nie rozśmiać w oczy! Mój kochany Edmundzie, zrób, mi jedną grzeczność! Zostaniesz przecież dziś w Żarnowie, przyjdź więc na chwilę do nas wieczorem, panny Opryszkiewiczówny będą tu z pewnością; jabym chciał, aby mogły odnowić znajomość z baronem Müllerem! No, pamiętaj, przyjdź koniecznie!
Musiałem przyrzec, że przyjdę, skoro mi czas pozwoli — i teraz dopiero udało mi się wyjaśnić konsyliarzowi, że w bardzo pilnym i niekoniecznie przyjemnym interesie potrzebowałem koniecznie donieść coś komornikowi, i że byłem w obawie, czy zdrowie jego zniesie taką rozmowę. Dr. Goldman odpowiedział mi, że komornik ma się wcale dobrze, że „wynaczynienie krwi“ nie było snać wielkie, i nie zostawiło żadnych złych następstw po sobie — ale że na wszelki wypadek unikać potrzeba każdego wzruszenia i wstrząśnienia, i dlatego też najlepiej zrobię, jeżeli odłożę interes na później, „choćbym miał na tem stracić“. Zdziwił się poczciwy doktor niemało, gdym mu wytłómaczył ogólnikowo, iż sprawa, o którą mi chodzi, nie tyczy się mnie wcale, i że
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/222
Ta strona została przepisana.