aby ten wiek skończyli. Później przepadł gdzieś bez śladu, uciekłszy z domu przed żoną. Klonowski mógłby go był w istocie użyć za narzędzie, gdybyś był nie otrzymał od niego tego pisma. Co się tyczy sukcesyi po mnie, to pomylił się Klonowski; babka jego żony nie była wcale Wielogrodzką z domu, ale tylko panną służącą u mego dziada i wyszedłszy za mąż, za ekonoma, który dorobił się wioski, wmówiła we wszystkich i w siebie samą podobnoś, jest panną Wielogrodzką z domu, chociaż to, między nami mówiąc, nie wysoka parentela, bo i ja mój ród wywodzę od jakiegoś podstarościego, który zresztą niczem nie splamił mojego drzewa genealogicznego. Gorzej już było z nieboszczykiem dziadem, choć był to swojego czasu dygnitarz ziemski i posłował na różne sejmy za Sasów i Stanisława Augusta. Ale cóż: pomagał zrywać te sejmy, przepijać kraj i rozszarpywać go, dusił chłopów w królewszczyznach, które trzymał, i podczas wojen napoleońskich dostał order austryacki za to, że przyczynił się do sztyftowania jakiegoś regimentu, który potem bił się z legionami Dąbrowskiego. Tfu, na takie szlachectwo, tfu, tfu! Daruję pani Klonowskiej mego dziada, razem z jego orderem! Zawsze atoli, dzięki naszym sądom, Klonowski mógłby w razie nagłej śmierci mojej wytoczyć proces, który pociągnąłby się najmniej dwadzieścia lat i zjadłby sukcesyę. Czekaj, zrobimy mu figla. Swoją drogą poczynię zaraz wszystkie kroki, aby załatwić, co potrzeba w sprawie adoptowania Herminy, a oprócz tego natychmiast przywołam świadków i spiszę testament, papiery zaś i gotówkę ciepłą ręką podzielę między żonę a Herminę. Moja mała, moja kochana Herminka! — Tu komornik ukrył twarz, udając, że czegoś szuka, a po chwili nie mogąc opanować swego wzruszenia, dodał zmienionym głosem: Tak, tak, mój Edmundzie, Pan Bóg odmówił nam własnych dzieci, ale dał nam za to małego aniołka w nasz dom, i szczerą z niego, serdeczną, prawdziwą pociechę! Niech ona nie dowie się nigdy, że nie jest naszą córką... pamiętaj, mój chłopcze! Wszak nie chciałbyś jej zasmucić, nieprawdaż? ty jesteś także dobrem, poczciwem dzieckiem!
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/227
Ta strona została przepisana.