Zdawało mi się, że wszyscy patrzą na mnie z nieufnością, że w oczach Herminy dostrzegam coś nakształt wyrzutu. Co gorsza, i we własnem sercu czułem coś podobnego. Doktor pożegnał nas i wyszedł; zostałem sam z Herminą i nie, śmiałem oczu podnieść na nią. Tak mi coś gniotło duszę, tak mię coś w niej bolało, i nie mogłem zdać sobie sprawy z tego, co mi było...
Hermina pierwsza przerwała milczenie, w jakiem byliśmy pogrążeni.
— Musiało zajść coś bardzo ważnego, Mundziu, skoro wróciłeś do Żarnowa, zamiast pospieszyć do Starej Woli?
— W istocie... zaszedł interes, niecierpiący zwłoki — odparłem zakłopotany.
— Czy nie możesz, czy nie chcesz powiedzieć mi, co się stało?
— Widzisz, Herminciu, jak słusznie was wszystkie świat obwinia o ciekawość! Gdybym ci powiedział, czy nie mogę, czy nie chcę wyjawić ci, o co chodzi, wiedziałabyś już połowę całej tajemnicy, albo co gorsza, wpadałabyś na domysły niepokojące, do których niema powodu. Nie żądaj więc odpowiedzi odemnie!
— Czy Sprawiłoby ci to przykrość, gdybym nalegała?
— Tak, i wielką nawet.
— Więc przestaję być ciekawą — rzekła, podając mi rękę — powiedz mi tylko, czy nie miałeś nowego jakiego zmartwienia, abym wiedziała, czy mam smucić się wraz z tobą, czy weselić?
— Zaręczam ci, że zmartwienia nie miałem, bądźmy dobrej myśli oboje! Ojciec twój, Bogu dzięki, ma się dobrze i nie mamy przyczyny do smutku.
W tej chwili, jakby dla zadania kłamu moim słowom, weszła do pokoju pani Wielogrodzka, z śladami łez na