swojej łagodnej, dobrej twarzy. Zbliżyła się do nas i wziąwszy Herminę w swoje objęcia, poczęła ją tulić i całować, nie mogąc przytem powstrzymać nowego wybuchu płaczu. Zrozumiałem dobrze powód jej wzruszenia, widocznie komornik Opowiedział jej już był moje odkrycie i na widok Herminy przypomniało jej się niebezpieczeństwo, teraz już odwrócone, niebezpieczeństwo, wynikające ze złośliwych zamiarów Klonowskiego. Im zrozumialszą atoli była ta scena dla mnie, tem mniej mogła pojąć i wytłómaczyć ją sobie Hermina, tembardziej, gdy matka kazała jej zaraz potem pójść do pokoju komornika, gdzie prawdopodobnie nastąpiło powtórzenie uścisków, łez i niemego rozczulenia. Pani Wielogrodzka pocałowała mię w czoło, i kładąc palec na ustach szepnęła:
— Pamiętaj, abyś jej nie nie mówił! — Wyszła potem rozsyłać sługi po całe mnóstwo osób, które komornik zapraszał i wzywał do siebie, a Hermina, wróciwszy cała we łzach z pokoju ojca, nie zastała znowu nikogo, prócz mnie.
— Co to jest, Mundziu, czego tu wszyscy płaczą, czego mię tak tulą i pieszczą, i nic minie mówią? Zaczynam obawiać się jakiegoś nieszczęścia; jeżeli wiesz i możesz, powiedz mi, powiedz, co się stało? Czy to jest w związku z twoją tajemnicą? Czy... czy mama może mówiła co z tobą?
Ostatnie te słowa wymówione były z niepokojem, który mię zastanowił. Co mogłaby była mówić ze mną p. Wielogrodzka, niepokojącego Herminę? Widocznie z jednej zagadki, brnęliśmy w drugą. Pomyślawszy atoli chwilę, zrozumiałem myśl Herminy. Komornik powiedział mi przed chwilą, że oddawna wraz ze swoją żoną żywił przypuszczenie, iż my oboje młodzi pobierzemy się kiedyś. Zapewne p. Wielogrodzka dała to już nieraz do zrozumienia Herminie, która nie mogła wyprowadzić jej zupełnie z błędu, bo nie chciała zdradzać mojej tajemnicy i opowiadać, że jestem tak śmiesznie zakochany w Elsi. Teraz obawiała się, czy p. Wielogrodzka nie poruszyła przedemną tak delikatnego przedmiotu...
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/230
Ta strona została przepisana.