Nie było co robić, trzeba było słuchać! Poszliśmy w milczeniu, wraz z rotmistrzem, medytując po drodze, jak oryginalnie nieprzyjemnem będzie dla nas spotkanie z Pomulskim. To też zaraz po powrocie do Starej Woli, ja schowałem się do pokoju Józia, on zaś pobiegł na zwiady, dowiedzieć się, co się stało. Przypuszczałem, że prawdopodobnie Elsia przeniknąwszy nasz zamiar, ostrzegła ojca, ale przypuszczenie to okazało się mylnem. Z tego wszystkiego, co się dowiedział Józio, wynikało, że rotmistrz wiedział o wszystkiem jeszcze wczoraj przed kolacyą, albowiem p. Pomulski zrobił go swoim powiernikiem, oświadczając mu oraz, że tylko przez pomyłkę opowiadając o zajściu, które miał w Żarnowie, wymienił p. Moularda, w istocie bowiem miał on taką awantuuę, ale z kimś zupełnie innym. W skutek tego rotmistrz radził mu, aby mię przeprosił, co też Pomulski i przyrzekł. Po kolacyi, gdy p. Starowolska na prośbę Elsi mówiła z mężem o naszych morderczych projektach, rotmistrz uspokoił ją tem, że cała rzecz już za« łatwiona. Tymczasem pokazało się, że Pomulski nie ma ochoty ani bić się, ani przepraszać, o wschodzie słońca bowiem, gdyśmy już obydwaj z Józiem wybrali się byli do lasu, cały dwór w Starej Woli przebudzony został hałasem, wyprawionym przez p. Jakóba. Mój przeciwnik spakowawszy się, chciał wyjeżdżać, ale nie do lasu, i bez wachmistrza. Twierdził przeciwnie, że musi jechać po „ciocię“, która przywiozła go do Starej Woli a potem udała się na parę dni na dewocyę do klasztoru żeńskiego w Błażowcach, dokad siostrzeniec miał posłać po nią konie. Pan Jakób nie lubił takich żartów i obstawał przy tem, że Pomulski musi strzelać się koniecznie, a złapawszy go na góracym uczynku usiłowanej ucieczki, chciał go zatrzymać fizyczną przemocą. Ztąd powstał ów rwetes, któremu położył dcpiero koniec sam rotmistrz, wybiegając w szlafroku i uwalniając kołnierz mojego przeciwnika z rąk wachmistrza. Pomulski odjechał tedy do swojej cioci bez dalszych przeszkód, a wachmistrz dostał od p. Starowolskiego gwałtowna burę, którą atoli przerwał przypomnieniem owego porucznika od huzarów, co mu
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/244
Ta strona została przepisana.