miennie nazywał się każdym razem przedmiot jego miłości, że nie byłoby nic dziwnego, gdybym się pomylił w tej mierze. Ucieszyło mię mocno odkrycie, że mój przyjaciel uległ tej samej słabości, co i ja; wkrótce jednak odkryłem, że kocha się jakoś inaczej. Myśl o pannie Grodziskiej nie trapiła go wcale tak, jak mnie myśl o Elsi; czerwienił się wprawdzie, gdy była mowa o tem, że potrzeba będzie temi dniami oddać w Czerniatyczach wizytę, która państwo Grodziscy zrobili w Starej Woli, ale gdyby W dzień tej wizyty wypadło było w innej stronie jakie wielce obiecująće polowanie, a Józio miał wybór między temi dwiema wyprawami, to mam go mocno w podejrzeniu, iż wybrawszy nawet wizytę, nie mógłby był długo odżałować polowania.
Dzięki porannej chryi z powodu p. Pomulskiego, damy potrzebowały spoczynku, cierpiały na migrenę i nie pojawiły się wcale przy śniadaniu. P. Starowolski wyjechał w pole zobaczyć żeńców i zwiedzić drugi folwark, cokolwiek oddalony od dworu, a ja z Józiem poszliśmy do altany w ogrodzie, w zamiarze nader chwalebnym, odświeżenia sobie w pamięci genezy rozmaitych formułek trygonometrycznych. Zamiar ten spełzł atoli na niczem, nadeszła bowiem Elsia w przecudnej białej sukience pikowej, w której wyglądała jak anioł, przybywający prosto z nieba, ale przez Paryż. Zaczęła z nami rozmowę o wypadku, który nas wszystkich poruszył dziś rano, i sprzeczała się z Józiem, utrzymując, że nietylko nie wierzyła w blagę Pomulskiego, ale że nawet nie udawała nigdy, jakoby jej wierzyła. Józio nie mógł jej sprostać w dyalektyce i był pobibitym; Elsia wyrzucała mu, że odkąd państwo Grodziscy byli w Starej Woli, jej braciszek tak stumaniał, że nie rozumie wcale, co się mówi do niego, a wkrótce, gdy będzie potrzeba zawołać go na obiad, Jacenty będzie musiał chyba biegać do Czerniatycz po pannę Olgę, aby wytłómaczyła paniczowi, o co chodzi. Józio wypierał się ibył czerwony jak burak, ja zaś łamałem sobie głowę nad tem, jakim sposobem dziewczęta sa tak domyślnemi? Wszak Józio nie zwierzył się nikomu, oprócz mnie, a podczas gdy ja
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/246
Ta strona została przepisana.