a jeszcze więcej dla mnie. Stan wychowania publicznego, dotychczas nieświetny, wówczas więcej jeszcze zostawiał do życzenia, niż dzisiaj, a przytem matka moja była tego zdania, że dzieci dopiero w pewnym wieku dobrze jest posyłać do szkoły — zadawała więc sobie wszelką pracę, aby mi w domu zastąpić szkołę. Nie mogę bez wzruszenia przypomnieć sobie chwili, kiedy nastał dla mnie czas rozpoczęcia studyów łacińskich, i kiedy ta nieoceniona kobieta, nauczywszy się poprzednio języka niemieckiego, aby mnie przepchać przez egzamina ze szkół niższych, mordowała się nocami całemi nad każdą z kolei deklinacyą, nad ala, aloe i moneo, monui, monitum, monere, aby mi to wszystko nazajutrz włożyć jak łopatą w głowę. Student z poetyki, któremu płaciła ogromną, jak na jej środki, sumę trzech guldenów miesięcznie, przychodził codzień na pół godziny, objaśnić mi tajemnice Schulbucha — wykład jego nie chwytał się nigdy mojej młodej i roztargnionej głowy, ale matka moja siedziała przy mnie, pojmowała i memorowała za mnie wszystko, co mówił ten piętnastoletni pedagog, uczyła się potem moich lekcyj i cudownym jakimś sposobem Wpajała je w moją mózgownicę. Uczyłem się chętnie i z łatwością, dzięki może wrodzonym zdolnościom, ale głównie dzięki tej metodzie, której z pewnością najdoskonalszy szkolnik naśladowaćby nie potrafił, bo była to metoda rozumnej, a macierzyńskiej miłości. Niemało też działał na mnie przykład jej niezmordowanej, książkowej pracy, i uwielbienie, jakie objawiała dla nauki, dla wiedzy i umiejętności ludzkiej w ogóle. Rodzice nie spostrzegają tego najczęściej, jak mocno wpływają na umysł dzieci najpierwsze rozmowy, które słyszą u starszych, jak silnie oddziałują na cały dalszy kierunek człowieka wyobrażenia, które zamłodu o uszy jego się obiły. Jeden wynosi z domu rodzicielskiego uwielbienie dla Rotszylda i dla kapitału, i później w życiu będzie poświęcał wszystko inne trosce o zbijanie jak największej kupy grosza — drugi 0 niczem nie słyszał tyle, co o dobrym tonie, o szyku w ubiorze, w umeblowaniu, w przyjęciu ludzi i obcowaniu z nimi, i później, ten dobry ton
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/25
Ta strona została przepisana.