dłem do domu z niezmiernie smutną miną i wymówiwszy się bólem głowy od obiadu, wziąłem papier i pióro, by czarną moją melancholię wlać w hipochondryczne rymy. Nareszcie wpadł Józio, bardzo zadyszany, z wezwaniem, abym szedł z nim czemprędzej, bo ciotka chce widzieć mnie natychmiast. Omal nie zemdlałem z radości; tysiące miłych przewidzeń przesunęły mi się przez głowę i zaledwie zostawiły trochę miejsca na prozaiczne Wspomnienie, że potrzeba wdziać frak na tę wizytę. Ciocia Elżbieta musiała być bardzo dobrą istotą, bardzo łatwą W obejściu, skoro tak prędko pozwoliła mi ziścić najgorętsze moje życzenie. Kto Wie, może Elsia mówiła z nią o mnie, może to ona pragnęła mnie zobaczyć? Wśród tych i tym podobnych myśli przewracałem wszystko w moim kuferku do góry nogami i stroiłem się „na ostatni guzik“, podczas gdy Józio niecierpliwił się i protestował przeciw mojej starannej toalecie.
— Co to, ty wkładasz frak? A to po co?
— Przecież nie zrobię pierwszej wizyty w tużurku!
— Ale dajże pokój, wszak tu nie chodzi o wizytę; ciocia Elżbieta ma interes do ciebie! Choć prędzej, bo mi i tak już porządnie głowę zmyła.
— Interes... do mnie? — odpałem zdziwiony.
— Tak, do ciebie. Rzecz ma się tak, że ciocia poleciła mi, jak wiesz, abym dla niej najął pomieszkanie przy Majerowskiej ulicy. Odpisałem, że trzeba dać zadatek — ciocia nie przysłała pieniędzy i tymczasem najęto pomieszkanie komu innemu. Teraz niema innej rady, jak zostać w hotelu i szukać pomieszkania, a całą winę zwalono na mnie i przez trzy godziny musiałem biegać po mieście z faktorami i oglądać kilka pomieszkań z kolei, ale żadne się nie przydało. Patrz, jak się zabłociłem! W dodatku dostałem ogromną burę, ciocia i Elsia oświadczyły obydwie, że jestem do niczego, że się na mnie z niczem spuścić nie można, że nie mam głowy na karku, i tym podobne rzeczy.
Nareszcie Elsia wspomniała, że lepiejby było prosić ciebie, abyś znalazł pomieszkanie, a ciocia skwapliwie pochwyciła
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/271
Ta strona została przepisana.