zia w kąciku przy fortepianie rozmową o jakimś przedmiocie, który go wcale nie interesował, Elsia wyraziła nagle ciekawość, czyli też „Edmund“ znajdzie pomieszkanie dla cioci do godziny drugiej jutrzejszego popołudnia. Na to odpowiedział Józio, że przecież trudno przypuszczać, abym biegał po mieście źle oświetlonem na takie powietrze, na jakie psa niktby z domu nie wypędził; Elsa zaś utrzymywała, że biegam z pewnością, i obydwie panny chichotały potem, szepcąc sobie coś do ucha, a Józio znudzony pożegnał się i wyszedł. Teraz zaś przekonawszy się, że Elsia miała słuszność, drwił ze mnie nielitościwie.
W istocie, rola moja tego dnia miała wiele stron komicznych. Przepędziłem tyle godzin na usługach cioci, a tej, dla której gotów byłem jak Jakób dla Racheli, pracować lat czternaście, Elsi, wcale nawet nie Widziałem! Mieliśmy zwyczaj w koleżeńskiem gronie żartować z „fatygantów“, z tych ludzi, od których piękniejsza połowa rodzaju ludzkiego wymaga tysiąca drobnych usług, a których jedyną nagrodą bywa przeświadczenie, że wypełnili swoją fatygcmcką powinność. Wszystkie mniej lub więcej dowcipne pociski, któremi ścigaliśmy takich oryginałów, w tej „chwili boleśnie utkwiły w mojem sercu. Snać nie posiadam dostatecznie przymiotu zaparcia się siebie samego, i w ogóle, ktokolwiek jesteś, co czytasz, jeżeli choć trochę kochasz twoje własne ja, nie bądź nigdy niczyim fatygantem, ani kobiet, ani mężczyzn. Służyć warto tylko idei, bo wówczas służy się sobie samemu. Ale służyć ludziom z dobrej, nieprzymuszonej woli, jestto Wpajać w nich przekonanie, że tak być powinno, że jesteś tylko od tego. Adoptuj cudzą sprawę, irytuj się tem, co irytuje twoich przyjaciół, wyprzedzaj ich w dbałości o ich interes, albo nawet w ochranianiu ich nerwów od wszystkiego, co ich drażnić może; a im dalej, im namiętniej i nieoględniej pójdziesz w tym kierunku, tem bardziej ci przyklasną i będą cię nosili na rękach. Ale spróbuj później mieć raz własne swoje nerwy, swoją jaką drobną drażliwość, a nietylko, że nikt nie pofatyguje ci się na pomoc, ale wszyscy wezmą ci za złe, że
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/277
Ta strona została przepisana.