dit’ego, około którego melodyi kręciły się i wiły jego najświętsze, serdeczne uczucia, ja milczałem jak posąg i czułem się W duszy posagowo wielkim i pełnym marmurowego stoicyzmu, a p. Dominik wyłuszczał nam obudwom, że pewna znakomita artystka, o której właśnie mówiliśmy, i która właśnie zachwycała Lwów owym ulubionym walcem Józia, że ta artystka tedy, oprócz niezaprzeczonej swojej biegłości w trylach i pasażach, niema w sobie nic, coby człowieka z gustem zachwycać mogło. Znajdował przeciwnie p. Dominik, że artystka ta zbyt jest rozrośniętą i definiował swój ideał kobiecy w ten sposób, iż w wielbi tylko „duszę i suknię“ — co miało znaczyć, iż na zewnątrz niewiasta imponuje mu tylko elegancyą i szykiem, a na wewnątrz wymaga on od niej wyższego polotu umysłu i serca, nie zaś słowiczej gardzieli. Każdy usprawiedliwi ten kierunek naszej rozmowy, skoro rozważy, że byliśmy przy drugiej butelce szampana, i że Polacy, gdyby zaczęli pogadankę od kwestyi gabinetowej, co wybuchła w Rio Janeiro, albo od najnowszych spostrzeżeń astronomicznych, zrobionych co do zmian na powierzchni Jowisza, w takich okolicznościach zawsze ostatecznie mówią o kobietach. Nie też nienaturalnego w tem, że cały ten naród zawsze był, jest i będzie pantoflem.
P. Dominik mówił cokolwiek za rozwlekle i nie mówił nic takiego, czegobyśmy wszyscy przed nim nie wiedzieli i nie myśleli, ale dość, że trafiał nam do przekonania, a po długim i ociężałym nieco wywodzie, wśród zapewnień o estymie swojej dla nas obydwóch, jako dla młodych ludzi tak przyzwoitych i tak — nie wiem czemu — różniących się od kanalii, a szczególnie dla Józia, jako dla brata najczarowniejszej — przepraszam, rzekł, byłem zbyt śmiały — jako dla brata najbardziej szacunku godnej... jednem słowem, dla brata istoty, której imienia... jakkolwiek wysoko ceni i nas, i ma pewną świadomość własnej swojej wartości, jako człowiek honoru — której imienia tedy nawet wymawiać niegodniśmy, więc też, mając taką estymę dla brata jej i w ogóle dla każdego człowieka honoru, wnosi
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/285
Ta strona została przepisana.