zdrowie panny Elwiry. Okazała się potrzeba dopełnienia czar, aby z „niepełnego“ nie pić takiego zdrowia, a potem ja i pan Dominik wypiliśmy toast duszkiem, i miałem łzy w oczach, po części wskutek musującego napoju, a głównie w skutek ogromnej abnegacyi, do której czułem się zdolnym. Szepnąłem tedy kelnerowi, aby podał jeszcze jedną butelkę, i serce rosło mi W piersiach jak polski demek, w którym tem więcej miejsca, im więcej gości. Ludzkość całą, więcej niż ludzkość, system słoneczny i wszystkie konstelacye, wraz z mleczną drogą i mgławidłami, byłbym przytulił do łona, nie na jednym, na dziesięciu krzyżach dałbym się był rozpiąć dla sprawienia przyjemności jakiemu stworzeniu boskiemu. Serce miałem pęknięte i zakrwawione, ale otwarte na roścież...
W tej chwili, oprócz mojego serca, otworzyły się drzwi i dał się słyszeć brzęk pałasza i ostrogów. Wszedł jakiś młody oficer w mundurze huzarskim, a hałas, jaki sprawił, dotknął nas nieprzyjemnie. Umilkliśmy wszyscy i spojrzeli w stronę, z której brzęk pochodził.
— Servus! — ozwał się huzar, i podał rękę p. Dominikowi, który, jak sądzę, był także w usposobieniu tulenia milionów u swojego łona. Huzar wpatrzył się w nas obydwóch, a my w niego; miał minę znużoną, może od rannego wstawania i mustrowania szwadronu, i oczy miał czerwone, ale rysy jego twarzy przypominały mi kogoś znajomego. I on zdawał się mię poznawać.
— Pan porucznik Klonowski — przemówił p. Dominik, przedstawiając nam nowoprzybyłego.
— Edmund! — zawołał hubar, i począł mię całować, jak dawnego przyjaciela. — Ktoby się też był spodziewał! A to... jak Boga kocham, Józef! — Tu nastąpiła druga serya pocałunków.
— Jakże się macie — prawił dalej Gucio Klonowski, znany czytelnikowi także pod pseudonimem gerundium — zabawiacie się, jak widzę, nie źle! Brr! ist das aber ein Sauwetter!
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/286
Ta strona została przepisana.