291 będę, bo musiałbym chyba napisać cały przewodnik, jakim sposobem najlepiej jest we Lwowie nabywać meble, kupować śmietankę i fortepiany, przyjmować sługi i dobierać lekturę w pożyczalniach książek. Wśród wszystkich tych trudów widywałem Elsię bardzo często, i to było nagrodą tak wielką, że za jej cenę byłbym może sam obijał meble i nosił śmietankę. Elsia miała zawsze dla mnie swój wdzięczny i czarujący uśmiech, a od czasu do czasu jedno z owych spojrzeń, w których niebo otwierało się dla mnie. Pan Dominik niepokoił mię mniej, ale niepokoił mię jeszcze zawsze trochę. Raz spotkałem go na mieście, przywitał mię bardzo grzecznie i wszczął ze mną rozmowę dość obojętnej treści; przechadzaliśmy się po chodnikach i piękny mój rywal utyskiwał na świat, iż jest takim małomiejskim i drobiazgowym, takim tamującym swobodę ruchów każdego człowieka. O ile wyrozumiałem z tego wszystkiego, p. Dominik miał ochotę trzymać wierzchowca, ale we Lwowie adwokat, któryby się ośmielił pojawić konno na ulicy, byłby człowiekiem zgubionym. Potrzeba być bez zatrudnienia stałego i albo mieć, bodaj jakąś wyżej wartości zadłużoną wioskę, albo w inny jaki sposób należeć wyłącznie do stanu „ziemiańskiego“, aby mieć prawo na gruncie galicyjskim poświęcać się tak specyficznie rycerskiemu ćwiczeniu. Pan Dominik zaś, który już pieszo robił bardzo korzystne wrażenie, byłby niezawodnie robił jeszcze korzystniejsze konno, ale natomiast, nie byliby mu tego nigdy przebaczyli wszyscy ci, którzyby z nim nie mogli rywalizować, i byłby się stał celem najzjadliwszych pocisków, a nawet okrzyczanoby go, iż zaniedbuje kancelaryę i ponoś siedzi w długach po uszy. Takich szczegółów, jak n. p. niewinna przejażdżka konno, jest więcej; wyjmuję tylko jeden dla przykładu, jak dalece różnemi bywają w Galicyi skale, któremi ludzie mierzą swoich bliźnich. Są ludzie, którzy pracują i zarabiają, i którzy mogliby sobie pozwolić to i owo, ale jeżeli nie należą do jakiegoś kółka pozwalającego sobie to samo, to pod karą obmowy i wyszydzenia muszą sobie odmawiać niejednej przyjemności, podczas gdy drudzy
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/297
Ta strona została przepisana.