nie nie robią i nic nie mają prócz długów, a nikt im niczego za złe nie bierze. Widocznem więc było, że pięknemu panu Dominikowi jego adwokatura ciężyła u nóg nakształt bryły ołowiu-utyskiwał na świat, ale pracował pilnie i poddawał się jego prawom i niedorzecznym nieraz wymaganiom. W toku rozmowy, gdy już zwykłym trybem zeszliśmy na kobiety, spytałem się, czy nie myśli powtórzyć kiedy swojej wizyty u pani Leszczyckiej? Na to dał mi p. Dominik odpowiedź, z której mogłem wywnioskować, iż Elsia robiła na nim pewnie wrażenie; nowy to był dla mnie powód obaw i udręczeń, a za parę dni omal nie zemdlałem z przerażenia, gdy p. Leszczycka postanowiła, urządzić u siebie mały wieczorek i zaprosić między innymi p. Borodeckiego. Widocznie kuzynka chciała zbliżyć kuzyna do swojej siostrzenicy — byłem zgubiony, wszystkie moje postanowienia, powzięte wskutek listu Herminy, zostały odroczone i powiedziałem sobie, że potrzeba poczekać, jaki obrót wezmą rzeczy.
Wieczorek u cioci Elżbiety poprzedzony był innym, który się odbył u pani Marszewskiej według rytuału ogólnie przyjętego. Proszono i tam pana Dominika, ale się nie pojawił. Klient jego, pan Artabanowicz odjeżdżał tej samej nocy na wieś i pan Dominik w ostatniej chwili przypomniał sobie, że ma mu coś do powiedzenia, zrobił więc zawód p. Marszewskiej, przyrzekłszy jej przedtem solennie widok swojej białej krawatki wraz z wszystkiemi usługami, jakie para lakierowanych nóg oddać może przy takiej sposobności. Spostrzegłem, że nieobecnością swoja sprawił pan Dominik większe wrażenie, niż my wszyscy punktualnem naszem stawieniem się na placu spotkania. Wyraz „my wszyscy“ odnoszę tutaj do pewnej liczby akademików, których zapraszają na wieczorki, aby nie brakło danserów, i do których grona ja także należałem. Oprócz nas atoli, kontyngens męski składał się jeszcze także z kilku „lwów“ pierwszej klasy, których odszczególniano na różne sposoby i których panie brały między siebie ilekroć nie tańczono, podczas gdy „my wszyscy“ zbici w jedną falangę wyfrako-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/298
Ta strona została przepisana.